[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Noah GordonSzamanSpis treciCzęć pierwszaPowrót do domu 22 kwietnia 1864Częć drugaCzyste płótno, nowe malowidło 11 marca 1839Częć trzeciaHolden's Crossing 14 listopada 1841 ....Częć czwartaGłuchy chłopiec 12 padziernika 1851 . . .Częć pištaSprzeczka w rodzinie 24 stycznia 1861 . . .Częć szóstaWiejski lekarz 2 maja 1864........451Podziękowania i nota od autora........5917 23 142 220 348Ashfield, Massachusetts 20 listopada 1991 rokuKsišżkę tę z wyrazami miłoci dedykuję Lorraine Gordon,Irvingowi Cooperowi, Cis i Edowi Plotkinom, CharliemuRitzowi oraz pamięci nieodżałowanej Izy RitzCzęć pierwsza Powrót do domu22 kwietnia 18641 Hopsa-SaOstry gwizd w chłodnym brzasku zapowiedział zbliżanie sięDucha Des Moines" do dworca Cincinnati. Szamanowi dałoo nim znać zrazu delikatne, ledwo wyczuwalne drżeniedrewnianego peronu, potem jego wyrany, coraz silniejszydygot. Potwór wypadł niespodzianie z szarego, posępnegopółmrokui pędził na niego dyszšc woniš goršcego oleju i pary,połyskujšc mosiężnymi okuciami na czarnym smoczymcielsku, prężšc potężne ramiona tłoków i niczym wielorybwydychajšc w niebo chmurę siwego dymu, któragdy parowózstanšłodpłynęła, podarła się na strzępy i rozwiała.W trzecim wagonie było tylko kilka wolnych miejsc natwardych drewnianych ławkach. Gdy Szaman usiadł, pocišg zszarpnięciem podjšł przerwanš podróż. Kolej wcišż stanowiłanowoć, ale podróżowało się niš w nazbyt licznymtowarzystwie. Wolał samotnš jazdę konno, zatopiony wrozmylaniach. Długi wagon był pełen żołnierzy, doboszów,farmerów oraz wszelakiego rodzaju kobiet, z dziećmi i bezdzieci. Ich płacz nie przeszkadzał mu oczywicie ani trochę. Wwagonie było jednak duszno od skłębionych wonimierdzšcych skarpetek, zanieczyszczonych pieluch,niewieżych wyziewów z żołšdków, potu nie mytych ciał,swędu cygar i fajek. Okno zaprojektowano najwyraniej zzamiarem rzucenia wyzwania temu, kto zechce je otworzyć,lecz on był rosły i krzepki, toteż je w końcu pokonał, choć poto jedynie, aby stwierdzić zaraz, że popełnił błšd. Sapišcy zprzodu, o trzy wagony dalej parowóz wyrzucał z wysokiegokomina nie tylko dym, ale i mieszaninę sadzy, popiołu,żarzšcych się i zgasłych węgielków, które pęd jazdy zwiewałdo tyłu i cisnšł teraz w otwarte okno. Nowa marynarkaSzamana zajęła się natychmiast od jakiej rozżarzonejokruszyny. Kaszlšc i pomrukujšc ze złoci młody człowiekzatrzasnšł okno i poczšł trzepać w sukno, póki nie zgasiłzarzewia.Siedzšca po drugiej stronie przejcia kobieta zerknęła naniego i umiechnęła się. Starsza od niego o jakie dziesięć lat,ubrana była modnie, ale w strój podróżny szarš wełnianšsuknię bez krynoliny, ze wstawkami z niebieskiego lnu dlapodkrelenia koloru blond włosów. Ich spojrzenia zetknęłysię na chwilę, po czym nieznajoma opuciła wzrok naczółenko do frywolitek, które trzymała na kolanach. Szamanbył rad z tego zerwania kontaktu. Żałoba to nie pora na flirty.Do czytania wzišł na drogę nowš ciekawš ksišżkę, ilekroćjednak próbował się w niej zagłębić, myli biegły do ojca.rodkiem wagonu za jego plecami przepychał się konduktor.Szaman zdał sobie sprawę z jego obecnoci wtedy dopiero,gdy tamten dotknšł jego ramienia. Wzdrygnšł się i podniósłwzrok na rumiane oblicze ozdobione wšsiskami zlepionymi wdwa napomadowane szpikulce oraz przetykanš siwiznšryżawš bródkę, która spodobała się Szamanowi, pozwalałabowiem widzieć wargi konduktora.Pan to chyba musi być głuchy! stwierdził tamtendobrodusznie. Już trzeci raz proszę pana o bilet.Szaman umiechnšł się do niego. W podobnych sytuacjachbywał w życiu na każdym kroku.Istotnie, jestem głuchy odrzekł, podajšc konduktorowibilet.Patrzył na przesuwajšcš się za oknem prerię, nie był to jednakwidok zajmujšcy. Teren był monotonny, poza tym pocišg takszybko przemykał obok różnych przedmiotów, że ledwie miałyczas dotrzeć do wiadomoci, a już znikały. Najprzyjemniejpodróżować piechotš lub konno. Kiedy człowiek poczujegłód albo zechce mu się lać, zatrzymuje się po prostu wdrodze i dogadza sobie. Oglšdane za z pocišgu takie miejscapostoju migały tylko w postaci rozmazanych plam.Ksišżkš, którš ze sobš zabrał, były Zapiski szpitalne"mieszkanki Massachusetts nazwiskiem Alcott, która odpoczštku wojny zajmowała się pielęgnowaniem rannych. Jejopisy cierpień i potwornych warunków panujšcych wszpitalach polowych wywołały w lekarskich kręgach zgrozę.Na Szamanielektura ta czyniła wyjštkowo przygnębiajšce wrażenie,zmuszała go bowiem do wyobrażania sobie udręk, przez jakiemógł przechodzić jego brat, Duży, który zaginšł podczas akcjijako szperacz konfederatów. Jeli oczywicie, dopowiedziałsobie w duchu, nie poległ bezimiennie. Takie rozważaniawiodły prostš drogš do myli o ojcu. Poczuł chwytajšcy goza gardło skurcz żalu, jšł więc goršczkowo rozglšdać siędokoła.Z przodu wagonu wymiotował jaki chudy chłopiec. Jegomatka, blada kobiecina siedzšca wród sterty tobołów z trójkšjeszcze drobnych dzieci, zerwała się podtrzymać mu czoło,żeby nie zarzygał bagaży. Gdy Szaman do niej podszedł,zabierała się włanie za nieprzyjemne porzšdki.Może mógłbym mu pomóc? Jestem lekarzem.Nie mam czym panu zapłacić.Machnšł bagatelizujšco dłoniš. Chłopiec pocił się po atakunudnoci, lecz czoło miał zimne. Węzły chłonne powiększone,oczy błyszczšce.Kobieta przedstawiła się jako Jonathanowa Sperber. Jechała zLimy w Ohio do męża, który wraz ze swoimi towarzyszami,kwakrami, zagospodarowywał się jako osadnik w Springdale,pięćdziesišt mil na zachód od Davenport. Pacjent miał na imięLester i liczył sobie osiem lat. Na wymizerowanš twarzyczkęwracały już rumieńce. Nie wyglšdał na ciężko chorego.Co zjadł?Z wytłuszczonego worka na mškę wydobyła niechętniekiełbasę domowego wyrobu. Kiełbasa była zielonkawa.Powonienie potwierdzało wiadectwo oczu. Jezu Chryste!...Hm... czy pani im to wszystkim dawała do jedzenia?Potaknęła głowš. Rzucił na pozostałych brzdšców spojrzeniepełne uznania dla ich przewodów pokarmowych.Widzi pani, nie można ich tym dłużej karmić. Ta kiełbasajest już za bardzo zepsuta.Zacisnęła wargi.Wcale nie taka zepsuta. Jest dobrze nasolona, gorszemyjuż jadali. Gdyby była zepsuta, ja i te małe też bymy siępochorowali.Dostatecznie dobrze znał takich osadników obojętniejakiego wyznania aby nie dosłuchać się w jej słowach ichprawdziwej treci: ta kiełbasa była wszystkim, co mieli. Moglijeć zamiardłš kiełbasę lub głodować. Kiwnšł głowš i wróciłna swoje miejsce. Jego podróżny róg obfitoci, zwinięty zwychodzšcej w Cincinnati gazety Commercial", miecił trzygrube pajdy pumpernikla przełożone plastrami chudejwołowiny, ciasto z dżemem truskawkowym i dwa jabłka,którymi chwilę żonglował, chcšc rozmieszyć dzieci. Gdywręczał pani Sperber te prowianty, kobieta już otworzyła usta,by zaprotestować, lecz wnet je zamknęła. Żona osadnikapowinna kierować się w życiu trzewym realizmem.Jestemy panu bardzo wdzięczni, przyjacielu powie-działa.Blondynka z drugiej strony przejcia strzelała ku niemuoczkiem, a Szaman usiłował skupić się na lekturze, gdywrócił konduktor.We pan co, ja chyba pana znam? Teraz sobie przypo-mniałem. Chłopak doktora Cole'a z Holden's Crossing.Zgadza się?Zgadza odparł Szaman wiedzšc, że to jego głuchotapozwoliła go konduktorowi zidentyfikować.Pan mnie nie pamięta? Frank Fletcher. Miałem tenkawałek pola kukurydzy przy drodze do Hooppole. Pański tatazajmował się całš naszš siódemkš przez szeć lat z okładem,pókim się nie wyprzedał i nie zaczšł pracować na kolei.Wtedymy się przeprowadzili do East Moline. Pamiętam, żepan też z nim czasem przyjeżdżał, jeszcze jako sraluch.Siedział pan za nim na koniu i trzymał się z całej siły, żebynie zlecieć.Wizyty domowe były dla ojca jedynš okazjš do przebywania zsynami, a oni je uwielbiali.Teraz sobie przypominam powiedział do Fletchera.Pamiętam pana zagrodę. Biały dom z desek, czerwona stodołaz blaszanym dachem... W ziemiance zrobił pan spiżarnię.O, to, to. Zgadza się. Czasem pan z nim przyjeżdżał,czasem pana brat. Jak mu było?...Duży.Alex. Brat ma na imię Alex.O, to, to. Gdzież on się teraz podziewa?Jest w wojsku.Nie powiedział w którym.No tak. Uczy się pan na duchownego? zapytałkonduktor, rzucajšc okiem na czarny garnitur, który dobęwczeniej wisiał jeszcze na wieszaku w sklepie Seligmana wCincinnati.10Nie, ja też jestem lekarzem.Patrzcie państwo! Taki młody...Szaman zacisnšł usta, trudniej znosił bowiem wytykaniemłodego wieku niż zwracanie uwagi na jego głuchotę.Ale dostatecznie już dorosły. Pracowałem w szpitalu wOhio. Mój ojciec, panie Fletcher... umarł w zeszły czwartek.Umiech tak powoli i tak do szczętu zszedł mu z twarzy, żetrudno było wštpić o głębi jego smutku.Mój Boże! Tracimy najwspanialszych ludzi, prawda?Wojna?Umarł w domu. Na dur brzuszny, jak doniesiono mitelegraficznie.Konduktor pokiwał głowš.Proszę łaskawie powtórzyć swojej matce, że wielu, ale tonaprawdę wielu połšczy się z niš w modlitwie.Szaman podziękował mu, dodajšc, że jego matka potrafi todocenić.Czy na której stacji nie wsišdš aby jacy sprzedawcy?Nie. Każdy bierze na drogę własnš wałówkę. Kolejarzprzyjrzał mu się z troskš. Nic pan nie kupi aż doprzesiadki w Kankakee. Dobry Boże, to nie uprzedzili pana otym, jak pan kupował bilet?Ależ tak, uprzedzili. Wszystko w porzšdku, pytałem zciekawoci.Konduktor ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]