[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
Larry Niven
Budowniczowie Pierścienia
Przełożyła ANNA RESZKA
Warszawa 1993. Wydanie I
Parametry Pierścienia
30 godzin = 1 dzień na Pierścieniu
1 obrót = 71/2 dnia
75 dni = 10 obrotów = falan
Masa = 2 x 1030g
Promień = 95 x 108 mil
Obwód = 5.97 x 108 mil
Szerokość = 997000 mil
Powierzchnia = 6 x 1014 mil kwadratowych = 3 x 106 razy powierzchnia Ziemi (przybl.)
Przyspieszenia
grawitacyjne = 31stóp/sek./sek. = 0.992 G
Wysokość Krawędzi = 1000 mil Gwiazda: G3 przechodząca w G2, trochę mniejsza i chłodniejsza od Słońca
2
ROZDZIAŁ I
W transie
Louis Wu był w transie, kiedy dwóch mężczyzn zakłóciło mu spokój.
Siedział w pozycji lotosu na żółtym dywanie bujnej pokojowej trawy. Na jego twarzy gościł
błogi, senny uśmiech. Mieszkanie było małe - zaledwie jeden duży pokój. Louis mógł
obserwować oboje drzwi. Pogrążony jednak w ekstazie, którą znają tylko uzależnieni, nie
zauważył wejścia intruzów. Pojawili się nagle. Dwóch bladych młodych ludzi, mierzących
ponad siedem stóp wzrostu, przyglądało mu się z pogardliwymi uśmieszkami. Jeden z nich
parsknął i wsunął do kieszeni jakiś przedmiot przypominający kształtem broń. Kiedy Louis
wstał, ruszyli w jego stronę.
Tym, co ich zmyliło, nie był wcale szczęśliwy uśmiech, lecz wielki jak pięść droud, który
sterczał na czubku głowy Louisa Wu niby czarna, plastykowa, rakowata narośl. Mieli już do
czynienia z uzależnionymi i wiedzieli, czego się spodziewać. Tego człowieka od wielu lat
musiał obchodzić jedynie słaby prąd drażniący ośrodek przyjemności w mózgu. Zaniedbywał
się, doprowadzając niemal do śmierci głodowej. Był niewysoki, półtora stopy niższy od obu
intruzów. Był...
Kiedy znaleźli się przy nim, odchylił się dla równowagi mocno w bok i kopnął raz, drugi,
trzeci. Jeden z napastników zwinął się i upadł bez życia, a drugi cofnął się przytomnie.
Louis ruszył na niego. Młodego mężczyznę sparaliżował nieobecny, błogi uśmiech, z jakim
tamten szedł go zabić. Zbyt późno sięgnął do kieszeni po pistolet ogłuszający. Przeciwnik
wykopał mu go z ręki. Uchylił się przed ciosem potężnej pięści i kopnął tamtego w jedno
kolano, w drugie (blady osiłek zatrzymał się), w pachwinę, w okolicę serca (olbrzym zgiął się
wpół ze świszczącym okrzykiem), w gardło (krzyk umilkł nagle).
Napastnik klęczał, podpierając się rękami, i łapał powietrze. Louis kopnął go w kark,
dwukrotnie.
Intruzi leżeli na bujnej, żółtej trawie.
Louis Wu podszedł do drzwi. Błogi uśmiech ani na chwilę nie zniknął z jego twarzy, nawet
kiedy okazało się, że są zamknięte, a alarm włączony. Sprawdził drzwi balkonowe: zamknięte
i podłączone do alarmu.
Jak się, u licha, dostali do środka?
Otumaniony, usiadł w pozycji lotosu tam, gdzie stał, i nie drgnął przez ponad godzinę.
W końcu zadziałał mechanizm zegarowy i wyłączył drouda.
* * *
Uzależnienie od prądu to najmłodszy z ludzkich grzechów. W pewnym okresie swojej historii
większość społeczności w zamieszkanej przez ludzi części kosmosu uważała ten nałóg na
główną plagę. Odrywał swoje ofiary od pracy i doprowadzał do śmierci z zaniedbania.
Czasy zmieniają się. Parę pokoleń później te same społeczności na ogół uważają uzależnienie
od prądu za błogosławieństwo. Starsze grzechy — alkoholizm, narkomania i skłonność do
hazardu — nie mogą się z nim równać. Ludzie, których mogłyby pociągać narkotyki, są
szczęśliwsi, mając drouda. Dłużej żyją i nie miewają dzieci.
To kosztuje niewiele. Handlarz ekstazą może podnieść cenę operacji, ale po co? Użytkownik
nie jest uzależniony, dopóki przewód nie zostanie wszczepiony do ośrodka przyjemności w
jego mózgu. A wtedy handlarz traci nad nim kontrolę, gdyż użytkownik korzysta z
domowego prądu.
I jest to czysta radość, niczym nie zmącona i bez kaca.
Dlatego też od ośmiuset lat zwiększa się liczba przedstawicieli ludzkiej rasy skłonnych stać
3
się niewolnikami prądu lub jednego z pomniejszych środków samozniszczenia. Istnieją już
zresztą urządzenia, które mogą drażnić ośrodek przyjemności ofiary nawet na odległość. W
większości światów taspy są nielegalne i drogie, ale używa się ich. (Mija cię ponury
nieznajomy. W ściągniętych rysach ma wypisany gniew lub cierpienie. Zza
drzewa działasz na niego taspem. Pstryk! Jego twarz rozjaśnia się. Przez chwilę nie ma
żadnych zmartwień...) Zazwyczaj nie rujnują życia. Większość ludzi dobrze je znosi.
* * *
Zabrzęczał mechanizm zegarowy i wyłączył drouda.
Louis wyraźnie oklapł. Przesunął ręką po wygolonej czaszce aż do nasady długiego, czarnego
warkoczyka i wyciągnął drouda z gniazdka pod włosami. Potrzymał go w dłoni,
zastanawiając się. Potem, jak zwykle, wrzucił do szuflady i przekręcił klucz. Szuflada
zniknęła. Biurko, które wyglądało na masywny, drewniany antyk, było w rzeczywistości
wykonane z cienkiego jak papier metalu i mieściło wiele sekretnych przegródek.
Zawsze kusiło go, żeby przestawić zegar. Zwykle robił tak we wczesnych latach uzależnienia.
Abnegacja uczyniła z niego chudą jak szkielet, zarośniętą brudem szmacianą kukłę. W końcu
zebrał resztki dawnej determinacji i zbudował wyłącznik czasowy, którego przestawienie
wymagało dwudziestu minut żmudnego dłubania. Obecnie ustawiony był na piętnaście godzin
drażnienia prądem i dwanaście godzin snu oraz tego, co nazywał odnową.
Ciała nadal leżały na żółtej trawie. Louis nie miał pojęcia, co z nimi zrobić. Gdyby
natychmiast wezwał policję, zwróciłby na siebie niepotrzebną uwagę.... A co mógł im
powiedzieć teraz, półtorej godziny po napaści? Że pobito go do nieprzytomności? Zaraz
chcieliby prześwietlić mu czaszkę, czy nie ma pęknięć!
Jedno wiedział: w czarnej rozpaczy, która zawsze ogarniała go po transie, nie był w stanie
podejmować decyzji. Jak robot rozpoczął seans odnowy. Nawet obiad miał wcześniej
zaprogramowany.
Wypił szklankę wody. Nastawił kuchenkę. Poszedł do łazienki. Przez dziesięć minut zaciekle
wykonywał ćwiczenia, starając się wyczerpaniem zwalczyć depresję. Unikał spoglądania na
sztywniejące ciała. Kiedy skończył, obiad był już gotowy. Zjadł bez apetytu ... i przypomniał
sobie, że kiedyś jadł, ćwiczył i wykonywał wszystkie czynności z podłączonym droudem,
przekazującym do ośrodka przyjemności jedną dziesiątą normalnego natężenia prądu. Przez
pewien czas mieszkał z kobietą, która również była uzależniona. Kochali się w transie ...
toczyli gry wojenne i pojedynki na kalambury ... dopóki nie straciła zainteresowania dla
wszystkiego oprócz prądu, ale Louis odzyskał tyle wrodzonej przezorności, by uciec z Ziemi.
Teraz pomyślał, że łatwiej byłoby mu uciec z tego świata, niż pozbyć się dwóch ciężkich i
wielkich ciał. A jeśli już był obserwowany?
Nie wyglądali na agentów ARM. Wysocy, o słabych mięśniach, bladzi, z pewnością
pochodzili z planety o małej grawitacji, oświetlanej przez pomarańczowe, a nie żółte słońce,
prawdopodobnie z Canyon. Nie walczyli jak agenci ARM... ale ominęli jego alarmy. Ci
mężczyźni mogli być najemnikami ARM i gdzieś czekali na nich koledzy.
Louis Wu otworzył drzwi balkonowe i wyszedł.
* * *
Canyon niezupełnie trzyma się reguł przewidzianych dla planet. Jest niewiele większa od
Marsa. Jeszcze kilkaset lat temu jej atmosfera była dość gęsta jedynie dla roślin zdolnych do
fotosyntezy. Powietrze zawierało tlen, ale w ilościach zbyt małych dla ludzi lub kzinów.
Miejscową florę stanowiły prymitywne i odporne porosty. Fauna nigdy nie istniała.
W kometarnym halo wokół żółtopomarańczowego słońca Canyon odkryto jednak
magnetyczne monopole, a na samej planecie pierwiastki radioaktywne. Imperium kzinów
4
połknęło planetę i pokryło kopułami i kompresorami. Nazwano ją Warhead, ze względu na
bliskość nie zdobytych światów Pierin.
Tysiąc lat później Imperium Kzinu dotarło do zamieszkanej przez ludzi części kosmosu.
Wojny ludzi z kzinami skończyły się na długo przed narodzinami Louisa Wu. Wszystkie
wygrali ludzie. Kzinowie zawsze mieli tendencje do atakowania przed ukończeniem
przygotowań. Cywilizacja na Canyon jest spadkiem po trzeciej wojnie, kiedy to zasiedlony
przez ludzi Wunderland nabrał upodobania do ezoterycznych broni.
Wunderlandzkiego Rozjemcę użyto tylko jeden raz. Była to gigantyczna wersja narzędzia
używanego zwykle w górnictwie: dezintegratora wysyłającego wiązkę promieniowania, które
neutralizuje ładunek elektronu. W miejscu, gdzie dociera promień z dezintegratora, stała
materia nagle i gwałtownie zmienia się w naładowaną dodatnio i rozpada na chmurę
jednoatomowych cząsteczek.
Zbudowany na Wunderlandzie i przetransportowany na Warhead ogromny dezintegrator
wysyłał równolegle drugą wiązkę, która zmieniała ładunek protonu.
Dwie wiązki dotarły do powierzchni Canyon w odległości trzydziestu mil od siebie. Skały
oraz fabryki i osiedla kzinów rozpadły się w pył, a między dwoma punktami przebiegła gruba
pręga błyskawicy. Wiązka wgryzła się na dwanaście mil w głąb planety, uwalniając magmę,
która rozlała się na wschód i zachód po obszarze równym rozmiarami i kształtem Baja
California na Ziemi. Kompleks przemysłowy kzinów zniknął. Kilka kopuł chronionych przez
pole statyczne pochłonęła magma, która wytrysnęła pośrodku wielkiego pęknięcia, zanim
skały zastygły.
Ostatecznym rezultatem było morze otoczone przez strome urwiska, wysokie na wiele mil i
okalające z kolei długą, wąską wyspę.
Inne zamieszkane światy mogły sobie wątpić, że Wunderlandzki Rozjemca zakończył wojnę.
Patriarchat Kzinu normalnie nie przejmuje się zwykłą manifestacją siły. Wunderlandczycy nie
mieli takich wątpliwości.
Warhead po trzeciej wojnie zaanektowali kzinowie i ludzie i zmienili mu nazwę na Canyon.
Miejscowa roślinność oczywiście ucierpiała z powodu gigaton pyłu, które opadły na
powierzchnię planety, oraz z braku wody, która w samym kanionie utworzyła morze. Teraz
panuje tam odpowiednie ciśnienie atmosferyczne i kwitnie miniaturowa cywilizacja.
Mieszkanie Louisa Wu znajdowało się na dwunastym piętrze północnej ściany kanionu. Noc
skrywała dno jaru, kiedy wyszedł na zewnątrz, ale południowa ściana jaśniała nadal dziennym
światłem. Z krawędzi opadały wiszące ogrody miejscowych porostów. Stare windy wyglądały
na tle ciosanego kamienia jak srebrne nici biegnące całymi milami w górę. Kabiny
transferowe wyparły je z użytku, ale turyści nadal z nich korzystali, ze względu na widoki.
Balkon wychodził na pas parku, który biegł przez środek wyspy. Roślinność miała dziki
wygląd łowieckiego terenu kzinów; kolory różowe i pomarańczowe wtopiły się w
przeniesioną z Ziemi biosferę. W całym kanionie dominowała kzińska flora i fauna.
Wśród turystów było tyle samo ludzi i kzinów. Męskie osobniki rasy kzinów wyglądały jak
tłuste, pomarańczowe koty spacerujące na tylnych nogach... Albo prawie tak. Ich uszy jednak
sterczały jak różowe chińskie parasolki, ogony były nagie i różowe, a proste nogi i duże ręce
wyróżniały ich jako wytwórców narzędzi. Mierzyli osiem stóp wzrostu i chociaż skrupulatnie
omijali ziemskich turystów, wypielęgnowane pazury wysuwały się nad czarnymi
koniuszkami palców, kiedy człowiek zbliżał się za bardzo. Odruch. Być może.
Czasami Louis zastanawiał się, jaki impuls sprowadzał kzinów na planetę, która kiedyś do
nich należała. Niektórzy może mieli tutaj przodków, żyjących w zamrożonym czasie w
kopułach pogrzebanych pod wyspą z lawy. Pewnego dnia trzeba będzie ich odkopać...
Tak wielu rzeczy nie zrobił na Canyon, ponieważ stale kusił go prąd. Ludzie i kzinowie
wspinali się dla sportu na urwiska, ze względu na małą grawitację. Cóż, będzie miał ostatnią
szansę, by tego spróbować. To jeden z trzech sposobów na wydostanie się stąd. Drugi
5
stanowiły windy; trzeci — kabiny transferowe do Ogrodów Porostów. Nigdy ich nie widział.
A dalej lądem w skafandrze ciśnieniowym, na tyle lekkim, że mieścił się w sporej teczce.
Na powierzchni Canyon znajdowały się kopalnie oraz duży, niedbale pielęgnowany rezerwat
ocalałych gatunków miejscowych porostów. Większą jednak część planety stanowił nagi,
księżycowy krajobraz. Zapobiegliwy człowiek mógłby nie zauważony wylądować tu statkiem
kosmicznym i ukryć go w miejscu, gdzie wykryłby go jedynie radar. I zapobiegliwy człowiek
zrobił to. Przez ostatnie dziewiętnaście lat statek Louisa Wu czekał ukryty w jaskini, w
północnej ścianie góry niskoprocentowej rudy metalu, w stałym cieniu na pozbawionej
powietrza powierzchni Canyon.
Kabiny transferowe, windy albo wspinaczka. Niech tylko Louis Wu wydostanie się na
powierzchnię, a będzie wolny. Ale ARM mogła pilnować wszystkich trzech dróg ucieczki.
A może prowadził ze sobą paranoiczną grę. W jaki sposób ziemska policja miałaby go
znaleźć? Zmienił twarz, uczesanie i tryb życia. Zrezygnował z rzeczy, które najbardziej
kochał. Używał łóżka zamiast płyt antygrawitacyjnych, unikał sera jak zepsutego mleka, a
mieszkanie umeblował produkowanymi masowo, składanymi sprzętami. Nosił wyłącznie
ubrania z kosztownego naturalnego włókna, bez efektów optycznych.
Opuścił Ziemię jako nędzny ludzki wrak o błędnych oczach. Od tamtego czasu zmusił się do
racjonalnej diety; torturował się ćwiczeniami i cotygodniowym kursem sztuki walki
(niecałkiem legalnym; gdyby miejscowa policja przyłapała go, wpisałaby do rejestrów, ale nie
jako Louisa Wu!) i stanowił dzisiaj kwitnący okaz zdrowia, z twardymi mięśniami, na jakich
nigdy nie zależało młodszemu Louisowi Wu. Czyżby ARM mogła go rozpoznać?
I jak dostali się do środka? Żaden zwykły włamywacz nie zdołałby ominąć alarmów Louisa.
Leżeli martwi na trawie i wkrótce klimatyzacja nie poradzi sobie z odorem. Teraz, trochę
późno, poczuł wstyd zabójcy. Ale tamci wdarli się na jego terytorium, a ponieważ był w
transie, nie czuł się winny. Nawet ból jest wtedy przyprawą nadającą smak radości, która —
jak pierwotna ludzka radość z zabicia złodzieja przyłapanego na gorącym uczynku — staje się
jeszcze intensywniejsza. Wiedzieli, kim jest, a to było dla niego wystarczającym
ostrzeżeniem, jak i wyraźnym afrontem.
Turyści i tubylcy, kłębiący się na ulicy w dole, wyglądali niewinnie i prawdopodobnie tacy
byli. Jeśli ARM obserwowała go teraz, robiła to przez lornetkę, z okna w jednym z tych
budynków o czarnych oczodołach. Żaden z turystów nie spoglądał w górę... ale wzrok Louisa
padł na jednego z kzinów i zatrzymał się na nim.
Osiem stóp wzrostu, trzy stopy w klatce piersiowej, gęste pomarańczowe futro, miejscami
siwiejące; był podobny do dziesiątków innych kzinów wokół. Uwagę człowieka zwróciło
futro. Było pozbijane w kępki, posiwiałe w wielu miejscach, niejednolite, jak gdyby skóra
pod spodem pokryta była bliznami. Otoczone czarnymi obwódkami oczy nie kontemplowały
widoków. Przyglądały się twarzom przechodzących ludzi.
Louis z trudem zwalczył chęć gapienia się na obcego. Odwrócił się i wszedł do pokoju, bez
widocznego pośpiechu. Zamknął drzwi balkonowe i nastawił alarmy, a potem wydobył
drouda ze skrytki w biurku. Ręce mu drżały.
Po raz pierwszy od dwudziestu lat zobaczył Mówiącego-do-Zwierząt. Mówiącego, byłego
ambasadora w zamieszkanym przez ludzi kosmosie; który razem z Louisem Wu i
lalecznikiem Piersona oraz bardzo dziwną dziewczyną przebadał drobny wycinek ogromnej
budowli zwanej Pierścieniem; który otrzymał od Patriarchy Kzinu pełne imię za przywieziony
stamtąd skarb. Ktoś, kto nazwałby go teraz według określenia profesji, naraziłby się na
śmierć, ale jak brzmiało jego nowe imię? Zaczynało się kaszlnięciem, przypominającym
niemieckie „ch" albo ostrzegawczy ryk lwa: Chmee, właśnie tak. Ale co by tutaj robił?
Posiadając prawdziwe imię, ziemię i harem, w większości ciężarny, Chmee nie miał
najmniejszego zamiaru kiedykolwiek jeszcze opuszczać Kzinu. Pomysł, że bawił się w turystę
na zaanektowanym przez ludzi świecie, był śmieszny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • Linki

    Strona Główna
    Nowy wspaniały świat, KSIĄŻKI, Nowy wspaniały świat ALDOUS HUXLEY
    Nora Roberts - Potęga miłości, książki, Nora Roberts
    Niezwykły gentelmen - Heyer Georgette , Książki - romanse, Heyer Georgette
    Nieoczekiwana pieśń - Johansen Iris, Książki - romanse, Johansen Iris
    Niebezpieczna miłość - Linda Howard , Książki - romanse, Howard Linda
    Nowa Rebelia, książki , Star Wars, STAR WARS pojedyńcze
    Nocne opowieści 03 - Opowieści nocy - Nocne kompozycje, KSIĄŻKI NOWE
    Nora Roberts 02 - Klucz wiedzy, Ksiażki, Nora Roberts, Kluczy Trylogia
    Norton Andre - Imperium orła, Ksiazki... komiksy, Andre Norton - Zbiór Cykli i Książek
    Norton Andre - Świt 2250, Ksiazki... komiksy, Andre Norton - Zbiór Cykli i Książek
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imikimi.opx.pl