[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nora Roberts

NIEBO I ZIEMIA

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jak cień przelotne, kruche jak marzenie,

Nikłe, jak w czarnej nocy błyskawica,

Co w jednym mgnieniu niebo z ziemią olśni

I zanim człowiek zawoła: - Popatrzcie!

- Paszcza ciemności już pożarła światło,

Tak szybko znika wszystko to, co świeci.

William Szekspir Sen nocy letniej przekład Konstanty Ildefons Gałczyński

PROLOG

Wyspa Trzech Sióstr Wrzesień 1699

Wzywała sztorm. Porywy wichury, błyskawice, szalejące morze - jednocześnie bezpieczna przestrzeń i więzienie. Wzywała moce, które żyły w niej, i te, które istniały na zewnątrz. Jasność i mrok.

Smukła, w płaszczu rozwianym na kształt ptasich skrzydeł, stała samotnie na plaży smaganej uderzeniami wiatru. Był z nią tylko gniew i żal. I moc - to ona wypełniła ją teraz, napłynęła nagle dzikimi, gwałtownymi falami. Jak oszalały kochanek.

I może właśnie tak było.

Opuściła męża i dzieci, by przybyć tutaj, uśpiła ich zaklęciem, które da im ukojenie i pozbawi świadomości tego, co się stało.

Kiedy wykona swe postanowienie, nigdy do nich nie wróci. Nigdy już nie ujmie w swe dłonie ich ukochanych twarzy.

Mąż pogrąży się w bólu, dzieci będą ją opłakiwać. Ale nie może do nich wrócić. Nie może cofnąć się z drogi, którą wybrała. Nie zrobi tego.

Nadeszła pora zapłaty. Sprawiedliwość, chociaż surowa, w końcu zatriumfuje.

Wyrzuciła ramiona w nawałnicę, którą przy wołała. Jej rozpuszczone włosy jak batem przecinały noc ciemnymi wstęgami.

- Nie wolno ci! Obok niej pojawiła się kobieta. Jej sylwetka płonęła w burzy jasno jak ogień, którego imię nosiła. Twarz miała bladą, w pociemniałych oczach czaiło się coś, jakby strach.

- Już się zaczęło.

- Zatrzymaj to. Zatrzymaj to, siostro, póki nie jest za późno. Nie masz prawa.

- Prawa? - Ta. którą zwano Ziemią, odwróciła się z roziskrzonym wzrokiem. - Kto ma większe prawo? Kiedy mordowano niewinnych w Salem, kiedy ich prześladowano, ścigano i wieszano, nie zrobiłyśmy nic, by to powstrzymać.

- Jeśli powstrzymasz jedną powódź, wywołasz inną. Wiesz o tym. Stworzyłyśmy to miejsce. - Siostra Ogień rozpostarła ramiona, jakby chciała objąć wyspę. - Dla naszego bezpieczeństwa i żeby przeżyć. Dla naszej Sztuki.

- Bezpieczeństwo? Potrafisz teraz mówić o bezpieczeństwie, o przeżyciu? Nasza siostra nie żyje.

- I opłakuję ją tak samo jak ty. - Błagalnym ruchem skrzyżowała ręce na piersiach. - Cierpię na równi z tobą. Jej dzieci są teraz pod naszą opieką. Czy porzucisz je tak jak i własne?

Ogarniało ją szaleństwo, wdzierało się do serca niczym wiatr, który wplątywał się w jej włosy. Zdawała sobie z tego sprawę, ale nie mogła go pokonać. Nie ujdzie karze. Nie będzie żył, skoro ona nie żyje.

- Jeśli zadasz ból, złamiesz przysięgi. Zniszczysz swoją moc, a to, co rzucisz przed siebie, wróci do ciebie po trzykroć.

- Sprawiedliwość ma swoją cenę.

- Nie taką. Nigdy. Twój mąż straci żonę, a dzieci matkę. A ja drugą ukochaną siostrę. A co najważniejsze, zniszczysz też wiarę w to, czym jesteśmy. Ona by tego nie chciała. Jej odpowiedź byłaby inna.

- A jednak umarła, nie broniąc się. Umarła, bo była tym, kim była. Jak my. Nasza siostra wyparła się swojej mocy dla tego, co nazywała miłością. I to ją zabiło.

- Dokonała takiego wyboru. - Gorzkiego, nie przemijająco gorzkiego. - Jednak nikogo nie skrzywdziła. Jeśli zrobisz to, co zamierzasz, jeśli użyjesz swojego daru dla tak mrocznego celu, wydasz na siebie wyrok. Wydasz wyrok na nas wszystkich.

- Nie mogę żyć tu w ukryciu. - W oczach miała łzy, które w świetle błyskawic płonęły czerwienią jak krew. - Nie mogę zawrócić. To mój wybór. Moje przeznaczenie. Jego życie za jej życie i niech będzie przeklęty na wieki.

Z okrzykiem zemsty, wyrzuconym jak jasna, śmiertelna strzała z łuku, ta, którą zwano Ziemią, poświęciła swoją duszę.

ROZDZIAŁ 1

Wyspa Trzech Sióstr Styczeń 2002

Zmarznięty, zlodowaciały piach trzeszczał pod stopami, gdy biegła (po zataczającej łuk plaży. Fale pozostawiały na gładkiej, zaskorupiałej powierzchni poszarpaną koronkę piany. Wysoko na niebie niezmordowanie krzyczały mewy.

Jej mięśnie rozgrzały się i teraz, na trzecim kilometrze porannego dystansu poruszała się płynnie jak dobrze naoliwiona maszyna. Krok miała szybki i miarowy; z ust równomiernie wydobywały się białe chmurki oddechu. W tym samym rytmie wciągała do płuc ostre, mroźne powietrze.

Czuła się fantastycznie.

Na plaży widniały tylko jej własne ślady, nakładające się na siebie, kiedy pokonywała tam i z powrotem łagodny łuk brzegu.

Gdyby chciała przebiec swoje codzienne pięć kilometrów w linii prostej. mogłaby przeciąć Wyspę Trzech Sióstr z jednego krańca na drugi w jej najszerszym miejscu. Ta myśl zawsze sprawiała jej przyjemność.

Ten mały skrawek ziemi u wybrzeża Massachusetts należał do niej. Każdy pagórek, każda ulica, urwista skarpa i zatoczka. Zastępca szeryfa Ripley Todd czuła coś więcej niż przywiązanie do Wyspy Trzech Sióstr. Czuła się za nią odpowiedzialna, za nią. za swoje miasteczko i jego mieszkańców.

Mogła już dostrzec promienie wschodzącego słońca odbijające się w oknach wystawowych sklepów na High Street. Za parę godzin lokale zostaną otwarte, a na ulice wylegną ludzie, by załatwiać swoje codzienne sprawy.

W styczniu ruch turystyczny jest niewielki, tylko trochę gości przypłynie promem ze stałego lądu, żeby pozaglądać do sklepów, wjechać wysoko na klify, kupić świeże ryby na przystani. Zima jest tu przede wszystkim dla miejscowych.

Zimę kochała najbardziej.

Tuż pod miasteczkiem, tam gdzie plaża dochodzi do falochronu, zawróciła i ruszyła z powrotem przez piach. Kutry rybackie sunęły po morzu, które przybrało teraz kolor jasnobłękitnego lodu. Zmieni się, kiedy w pełni wstanie dzień i ściemnieje niebo. Zawsze fascynowały ją niezliczone barwy wody.

Zobaczyła łódź Carla Maceya i przy sterze malutką jak zabawka figurkę z uniesioną ręką. Zasalutowała w odpowiedzi, nie przerywając biegu. Wyspa liczyła niespełna trzy tysiące stałych mieszkańców, wszyscy się więc znali.

Zwolniła nieco kroku, nie tylko żeby ochłonąć, ale i przedłużyć chwile samotności. Często biegała rano z Lucy, psem brata, ale tego ranka wymknęła się sama.

Sama. Tak bardzo lubiła samotność.

Poza tym chciała trochę rozjaśnić umysł. Nad wieloma sprawami powinna się zastanowić. O niektórych wolała w tej chwili nie myśleć, na razie więc część kłopotów i problemów odsunęła na bok. Właściwie to, z czym musi sobie poradzić, nie było problemem. Nie można nazwać problemem czegoś, co daje człowiekowi szczęście.

Jej brat wrócił właśnie z podróży poślubnej i nic nie sprawiało jej większej przyjemności niż widok młodej pary, która za swoje szczęście omal nie zapłaciła najwyższej ceny. Po wszystkim, co przeszli, Ripley z radością patrzyła, jak czulą się do siebie w domu, w którym ona i Zack wychowywali się od dzieciństwa.

W ciągu minionych miesięcy, od lata, kiedy gnana strachem Neli przybyła na Wyspę Trzech Sióstr i wreszcie przestała uciekać, połączyła je prawdziwa przyjaźń. Przyjemnie było patrzeć, jak Neli rozkwita - i staje się coraz twardsza.

Pomijając jednak te sentymentalne głupoty, myślała Rip, w tej idylli jest jedno ale: ona, Ripley Karen Todd.

Nowożeńcy niekoniecznie chcą dzielić swoje miłosne gniazdko z siostrą pana młodego.

Ani przez chwilę nie myślała o tym przed ślubem; nie zdawała sobie sprawy z sytuacji nawet później, kiedy żegnali się z nią, wyjeżdżając na tydzień na Bermudy.

Dopiero gdy wrócili, rozkochani, w aurze miodowego miesiąca, jasno to sobie uświadomiła.

Młode małżeństwo potrzebuje prywatności. Trudno uprawiać gorący, ostry seks na podłodze salonu, skoro ona, Ripley, może wparować do domu o każdej porze dnia i nocy.

Oczywiście żadne z nich nie poruszało tego tematu. Nigdy by tego nie zrobili. Mogą nosić na piersiach order za takt i dobre maniery. W przeciwieństwie do niej. Jej koszuli, pomyślała, coś takiego nie grozi.

Zatrzymała się, podparła na sterczącej skale i powtórzyła kilka ćwiczeń rozciągających mięśnie i ścięgna nóg.

Jej ciało było smukłe i harmonijne jak ciało młodej tygrysicy. Była z niego dumna. I panowała nad nim doskonale - drugi powód do dumy. Kiedy wykonała głęboki skłon do przodu, narciarska czapeczka, którą wcisnęła na głowę, spadła na piasek i ciemne lśniące włosy rozsypały się swobodnie.

Wolała taką fryzurę, bo nie wymagała regularnego strzyżenia ani układania. A to też pozwalało jej w pewien sposób panować nad sytuacją.

Oczy koloru butelkowej zieleni patrzyły przenikliwe. Gdy przychodziła jej ochota, sięgała po tusz i kredki. Długo się zastanawiała i w końcu doszła do wniosku, że w twarzy o nieregularnych, kanciastych rysach te oczy mogą się podobać.

Miała lekką wadę zgryzu, bo nie chciała nosić aparatu ortodontycznego, i szerokie czoło z niemal poziomą linią brwi odziedziczoną po Ripleyach.

Nie dało się o niej powiedzieć, że jest ładna. To słowo było zbyt łagodne, mogłaby je nawet uznać za obraźliwe. Wolała myśleć, że jej twarz wyraża siłę i zmysłowość. To, co może być atrakcyjne dla mężczyzny. Oczywiście wtedy, kiedy ona ma na to ochotę.

A to nie zdarzyło się. jak stwierdziła po namyśle, już od paru miesięcy.

Częściowo dlatego, że trwały przygotowania do ślubu i do wyjazdu, że dużo czasu poświęciła Zackowi i Neli, bo trzeba im było pomóc w skomplikowanej prawnie sytuacji, by mogli się pobrać. Ale Ripley musiała przyznać, że jest jeszcze inna przyczyna: irytacja i niepokój - czuła je od Halloween, kiedy pozwoliła sobie uchylić pewne wewnętrzne zapory, które z pełną świadomością zamknęła przed wieloma laty.

Nic na to nie poradzę, myślała teraz. Zrobiła, co należało. I nie ma zamiaru powtarzać tego przedstawienia. Bez względu na to, ile chłodnych, wymuszonych uśmiechów pośle jej Mia Devlin.

Wspomnienie o Mii sprawiło, że Ripley wróciła myślami do nurtującego ją problemu.

Mia ma pusty domek. Wynajmowała go Neli, która wyprowadziła się stamtąd po ślubie z Zackiem. Niezależnie od tego, jak bardzo Ripley wzdragała się przed jakimikolwiek kontaktami z Mią - nawet tylko w interesach - żółty domek wydawał się najlepszym wyjściem.

Był mały, ustronny, zwyczajny.

Dobry pomysł, stwierdziła Ripley i ruszyła w górę po wydeptanych drewnianych stopniach, które zakosami prowadziły z plaży do domu. Rozwiązanie wprawdzie irytujące, ale praktyczne. Chyba jednak nie zaszkodzi rozpuszczać przez kilka dni wiadomość, że szuka domu do wynajęcia. Być może coś - coś, co nie należy do Mii - spadnie jej z nieba.

Zadowolona z tego, co wymyśliła, Ripley popędziła po schodach i wbiegła na tylną werandę.

Neli na pewno już coś piecze, a w kuchni unoszą się niebiańskie zapachy. To największa korzyść z nowej sytuacji - ona, Ripley, nie musi już się zastanawiać, co zrobić na śniadanie. Śniadanie będzie po prostu stało na swoim miejscu. Przepyszne, fantastyczne, gotowe.

Sięgała do klamki, gdy przez szybę spostrzegła Zacka i Neli. Owijają się wokół siebie jak bluszcz wokół masztu, pomyślała. Świat dla nich nie istnieje.

- O rany.

Z lekkim syknięciem zawróciła, po czym wkroczyła na werandę, głośno gwiżdżąc i hałasując. To da im czas, by się od siebie odkleili - taką przynajmniej miała nadzieję.

Nie rozwiązywało to jednak zasadniczego problemu. Trzeba będzie w końcu jakoś dogadać się z Mią.

Zamierzała zrobić to niby przypadkiem. Sądziła, że gdyby Mia zorientowała się, jak bardzo zależy jej na żółtym domku, na pewno by odmówiła.

Ta kobieta jest diabelnie przekorna.

Oczywiście najlepiej byłoby poprosić Neli o pomoc. Mia ma do niej słabość. Ale pomysł wykorzystywania kogoś, by sobie ułatwić życie, zirytował Ripley. Zajrzy po prostu do księgarni Mii, tak jak niemal co dzień od czasu, gdy Neli zajęła się prowadzeniem kuchni w połączonej ze sklepem kawiarni.

W ten sposób za jednym zamachem strzeli sobie porządny lunch i załatwi chatę.

Szła po High Street energicznym i spiesznym krokiem, raczej dlatego, że chciała mieć już sprawę z głowy, niż z powodu porywistego wiatru. Szarpał jej długie proste włosy związane w koński ogon, który zwykle wypuszczała przez otwór z tyłu czapki.

Stanęła dopiero pod szyldem „Kawiarnia i Książki” i zacisnęła wargi.

Mia zmieniła dekorację na wystawie. Mały podnóżek ozdobiony frędzlami, miękko udrapowana tkanina w głębokiej czerwieni, grube, czerwone świece w wysokich lichtarzach - i kilka z pozoru przypadkowo położonych książek. Wiedząc, że Mia nigdy niczego nie robi przypadkowo, Ripley musiała przyznać, że całość tchnie ciepłem domowego zacisza. I roztacza niesłychanie delikatną, ledwie wyczuwalną aurę seksu.

Na dworze jest zimno, mówiła kompozycja w oknie. Wejdź, kup książkę i zabierz ją do przytulnego domu.

Co by powiedzieć o Mii - a Ripley mogła powiedzieć wiele - ta kobieta znała się na swoim biznesie.

Weszła do środka, w ciepłym wnętrzu odruchowo odwijając szal. Ciemnoniebieskie regały wypełnione były książkami, elegancko jak w salonie. Za szkłem stały śliczne bibeloty, w kominku migotał złocisty płomień, a kolejna, tym razem błękitna tkanina zdobiła jeden z głębokich, wygodnych foteli.

Tak. pomyślała Ripley, Mia zna się na rzeczy.

Na półkach stały świece rozmaitych kształtów i wielkości. Głębokie wazy wypełnione były wypolerowanymi kamykami i kryształami. Tu i ówdzie porozstawiano kolorowe pudła z kartami do tarota i jakieś runiczne napisy.

Subtelna jak zawsze, z przekąsem zauważyła Ripley. Mia nie rozgłaszała. że to miejsce jest własnością czarownicy, ale też tego nie ukrywała. budząc zainteresowanie zarówno turystów, jak i stałych mieszkańców. Ripley potrafiła sobie wyobrazić, jak to wpływa na zyski firmy.

Nie jej sprawa.

Za dużym, rzeźbionym kontuarem, przy kasie, Lulu, prawa ręka Mii, wystukała wpłatę od klienta, po czym przyjrzała się Ripley znad lekko opuszczonych okularów w srebrnej oprawce.

- Szukasz dziś czegoś dla ducha i dla ciała?

- Nie, mój duch i tak żyje już zbyt intensywnie.

- Kto dużo czyta, dużo wie.

- Ja wiem wszystko. - Ripley wyszczerzyła zęby.

- Nigdy w to nie wątpiłam. Przyszła nowość w dostawie w tym tygodniu, coś w twoim guście. Sto jeden sposobów podrywania, uniseks.

- Lu. - Ripley uniosła brwi, podchodząc do schodów na piętro. - Ja to już przerabiałam.

Lulu zachichotała.

- Nie widziałam cię w żadnym towarzystwie ostatnio - zawołała.

- Nie miałam ochoty na żadne towarzystwo ostatnio. Na piętrze było jeszcze więcej książek i więcej szperających w nich klientów. Ale tu przyciągała ludzi przede wszystkim kawiarnia. Ripley czuła już aromat zupy - intensywny i korzenny.

Poranny tłum, który pożerał babeczki, rożki i cokolwiek jeszcze przygotowała Neli, ustępował teraz miejsca amatorom lunchu. W takie dni jak dzisiaj, myślała Ripley, ludzie szukają najpierw czegoś konkretnego i ciepłego, a dopiero potem mogą połakomić się na jakiś kuszący deser.

Uważnie obejrzała zawartość gabloty i westchnęła. Ptysie z kremem. Nikt przy zdrowych zmysłach nie przepuści ptysiom z kremem, nawet gdyby ślinka mu ciekła na ekierki, tarty, kruche ciasteczka i ciasto składające się z wielu warstw czegoś, co niechybnie jest słodkie i rozkoszne jak grzech.

Za gablotą pełną pokus stała artystka, czekając na zamówienia. Miała oczy w odcieniu głębokiego, czystego błękitu i krótkie jasne włosy wokół twarzy promieniującej zdrowiem i dobrym samopoczuciem. Na jej policzkach pojawiły się miłe dołeczki, kiedy roześmiała się i wskazała klientowi miejsce przy stoliku pod oknem.

Małżeństwo dobrze niektórym służy, pomyślała Ripley. A najwyraźniej dobrze służy Neli Channing Todd.

- Wyglądasz super - powiedziała.

- I tak też się czuję. Wydaje mi się, że czas biegnie szybciej. Dziś jest zupa minestrone, a kanapka...

- Tylko zupa - przerwała jej Ripley - bo do pełni szczęścia potrzebny mi będzie jeszcze ptyś z kremem. A do tego kawa.

- Już się robi. Na kolację upiekę szynkę - dodała. - Nie opychaj się więc pizzą przed powrotem do domu.

- Jasne. - Ripley przypomniała sobie, co ją tu sprowadziło. Przestąpiła z nogi na nogę i rozejrzała się uważnie. - Nie widziałam dziś Mii.

- Jest w biurze. - Neli zaczerpnęła chochlą zupy. a na talerzyku położyła świeżutki krokiecik. - Pewnie zaraz się tu zjawi. Tak szybko wyszłaś dziś z domu, że nie zdążyłyśmy pogadać. Coś się dzieje?

- Nie, nic. - Ripley czuła, że załatwianie przeprowadzki bez wcześniejszej rozmowy z Neli byłoby nietaktem, ale zupełnie sobie nie radziła z tego rodzaju dyplomacją.

- A gdybym tak zabrała to do kuchni? - spytała. - Mogłabyś pogadać ze mną. nie przerywając pracy.

- Jasne. Chodźmy. Neli sama przeniosła naczynia i sztućce, i rozłożyła je starannie na kuchennym stole.

- Naprawdę nic się nie stało?

- Słowo daję, że nie - zapewniła Ripley. - Zrobiło się cholernie zimno. Chyba oboje z Zackiem żałujecie, że nie zostaliście na południu aż do wiosny?

- Miodowy miesiąc udał się nam fantastycznie. - Na samo wspomnienie poczuła ciepło. - Jednak najlepiej mi w domu. - Otworzyła lodówkę i wyjęła miskę z sałatką. - Tutaj jest cały mój świat - mówiła, opierając miskę o biodro - Zack, rodzina, przyjaciele, własny kąt. Jeszcze rok temu nigdy bym nie uwierzyła, że będę mogła tak spokojnie rozmawiać, wiedząc, że za godzinkę pójdę sobie do domu.

- Zapracowałaś na to.

- Wiem. - Oczy Neli pociemniały i Ripley dostrzegła w nich odbicie jej wewnętrznej siły, siły nie docenianej przez nikogo, łącznie z samą Neli. - Ale nie byłam sama. - Wysoki dźwięk dzwonka przypomniał, że ktoś czeka przy ladzie. - Jedz już, bo ci zupa wystygnie.

I wyszła, witając klienta już od drzwi.

Ripley zaczęła jeść. Przy pierwszym łyku wzniosła z zachwytu oczy do nieba. Teraz liczy się tylko jedzenie, całą resztę można odłożyć na potem.

Nie zjadła nawet połowy, gdy usłyszała, jak Neli woła Mię.

- Ripley jest w kuchni. Ma do ciebie jakąś sprawę. Jasna cholera! Ripley pochyliła się nad miseczką, wiosłując pilnie.

- No proszę! Ależ czuj się jak u siebie! Mia Devlin, z rudą grzywą włosów spływających na ramiona długiej zielonej sukni, opierała się wdzięcznie o framugę drzwi. Była cudownie piękna. Kolor szminki na jej wydatnych ustach był równie krzykliwy jak jej włosów, a szare oczy miały barwę dymu wznoszącego się przy czarodziejskich obrzędach. Badawczo i jakby kpiąco przyglądała się Ripley.

- Oczywiście, że tak właśnie się czuję. - Ripley nie przerywała jedzenia. - Myślałam, że o tej porze kuchnia należy do Neli. Gdyby było inaczej, na pewno znalazłabym w zupie sierść nietoperza albo zęby smoka.

- Bardzo ciężko o zęby smoka o tej porze roku. Czym mogę służyć, pani władzo?

- Niczym. Ale przyszło mi do głowy, żeby zrobić coś dla ciebie.

- Zamieniam się cała w słuch. - Mia, smukła i wysoka, podeszła do stołu i usiadła.

Ripley zauważyła, że nosi ulubione pantofle na cieniutkich jak igła obcasach. Nigdy nie mogła zrozumieć kobiet, które z własnej woli, bez żadnego przymusu, poddawały swoje stopy tak wymyślnym torturom.

Odłamała kawałek kruchego ciasta i schrupała je z apetytem.

- Straciłaś lokatorkę, od czasu gdy Neli wyszła za Zacka. Wiem, że nie wynajęłaś jeszcze swojego żółtego domku, ale może ci pomogę, bo szukam czegoś dla siebie.

- Naprawdę? - Zaintrygowana Mia też odłamała sobie trochę ciasta z talerzyka Ripley.

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • Linki

    Strona Główna
    Nowak Jerzy Robert - Jedwabne a zbrodnie na Kresach 1939-1941, LITERATURA IUDAICA i ANTI-IUDAICA
    Nowak Jerzy Robert - Kogo muszą przeprosić Żydzi(1), Zakazane ksiazki, Dział Ksiąg Zakazanych
    Nieuczciwe praktyki handlowe w świetle prawodawstwa Unii Europejskiej Stefanicki Robert EBOOK, Poradniki
    Niesamowite gadżety elektroniczne. Szalony Geniusz. Wydanie II - Robert Iannini FULL, Nauka
    Nowak Jerzy Robert - Przemilczane zbrodnie(1), ■■■ Ksiązki zakazane, █ Tajemnice Manipulacje Kłamstwa ♠
    Nowak Jerzy Robert -100 Kłamstw Grossa(1), ! # Wrzucone - sprawdzone i pełne Ebooki #
    Nowak Jerzy Robert - Antypolonizm zdzieranie masek tom1z ), Ebook 18
    Nowak Jerzy Robert - Zbrodnie sowieckiego wojujacego ateizmu, Ebook 18
    Nowak Jerzy Robert - Kogo musza przeprosic Zydziz ), Ebook 18
    Nowak Jerzy Robert - Mysli o polsce i polakachz, Ebook 18
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyborywpsl.htw.pl