[ Pobierz całość w formacie PDF ]
NORA ROBERTS
Schwytana gwiazda
ROZDZIAŁ 1
Gotów był niemal zabić za jedno piwo. Za wielki oszronio
ny kufel napełniony ciemnym importowanym piwem, W tej
chwili smakowałoby mu dużo bardziej niż pocałunek pociąga
jącej kobiety. Piwo w jakimś mrocznym, chłodnym pubie, w to
warzystwie paru innych siedzących na stołkach bywalców,
śledzących przebieg meczu baseballowego na ekranie tele
wizora.
Nie spuszczając z oka mieszkania, które obserwował, Jack
Dakota dla zabicia czasu puszczał wodze fantazji.
Piana na kuflu, zapach drożdży, pierwszy łakomy haust dla
ochłody i ugaszenia pragnienia. A potem powolne smakowanie,
łyk za łykiem, aż w końcu doszedłby do przekonania, że na
świecie wszystko byłoby w porządku, gdyby politycy i prawni
cy debatowali nad rozwiązaniami nieuniknionych konfliktów
przy kuflu zimnego piwa w miejscowym pubie, a tymczasem
pałkarz szykowałby się do decydującego odbicia.
Było tuż po pierwszej po południu, ciut za wcześnie na
drinka, ale upał tak dawał się we znaki, że cała lodówka pełna
puszek z zimnymi napojami nie sprawiłaby takiej frajdy jak jedno
, zimne piwo z pianką.
6
SCHWYTANA GWIAZDA
Jego stareńki oldsmobile nie miał takich luksusów jak klima
tyzacja. Prawdę mówiąc, jedynym luksusem była kosztowna,
rozdzierająca uszy wieża, zainstalowana w obłażącej desce roz
dzielczej pokrytej imitacją skóry. Zestaw stereo był wart dwa
razy tyle co samochód, ale Jack nie potrafił żyć bez muzyki.
Podczas jazdy lubił nastawiać sprzęt na pełną moc i śpiewać na
całe gardło z Beatlesami czy Stonesami.
Solidny, ośmiocylindrowy silnik pod powyginaną brudnoszarą
maską, wyregulowany jak szwajcarski zegarek, zawoził Jacka
wszędzie, gdzie ten chciał, i to szybko. Teraz silnik odpoczywał,
a Jack, dostosowując się do atmosfery spokojnej dzielnicy w pół
nocno-zachodniej części Waszyngtonu, nastawił cicho odtwarzacz
CD i mruczał do wtóru Bonnie Raitt.
Była jedną z nielicznych uznawanych przez niego współ
czesnych wykonawczyń muzyki rozrywkowej.
Jack często myślał, że urodził się w niewłaściwej epoce
Może nawet byłby z niego niezły rycerz Okrągłego Stołu. Oczy
wiście na czarnym koniu. Odpowiadała mu prosta filozofia pra
wa pięści. Wspierałby króla Artura, dumał, bębniąc palcami
o kierownicę, jednak w Camelot rządziłby na swój własny spo
sób. Trzymanie się ustalonych reguł powoduje niepotrzebne
komplikacje.
Mógłby też żyć na Dzikim Zachodzie i na przykład pokiwać
na bandytów. Żadnej nonsensownej papierkowej roboty. Po pro-
stu chwytałby ich i dostarczał, dokąd trzeba
Żywych lub umarłych.
W dzisiejszych czasach bandyci wynajmowali adwokata albo
zapewniało im go państwo, a rozprawy sądowe sprowadzały się
do przepraszania ich za kłopoty.
„Bardzo nam przykro. sir. To. że pan gwałcił, rabował i mor-
SCHWYTANA GWIAZDA
7
dował, nie usprawiedliwia zabierania pańskiego cennego czasu
i naruszania pańskich praw".
Tak przedstawiała się smutna rzeczywistość.
Był to jeden z powodów, dla których Jack Dakota nie został
policjantem, choć jako nieopierzony dwudziestolatek przez jakiś
czas się nad tym zastanawiał. Sprawiedliwość nigdy nie była dla
niego pustym słowem. Ale sprawiedliwość to jedno, a regulami
ny i przepisy to drugie.
Właśnie dlatego w wieku trzydziestu lat Jack Dakota trudnił
się chwytaniem zbiegłych przestępców.
Tropił złych facetów, ale sam określał swój czas pracy, płaco
no mu za wykonanie zadania i nie musiał zajmować się upiorną
papierkową robotą.
Tu też obowiązywały jakieś przepisy, ale bystry facet wie, jak
je obchodzić. A Jack zawsze był bystry.
W kieszeni miał dokumenty dotyczące tropionego właśnie
obiektu. Tego ranka o ósmej zadzwonił do niego Ralph Finkle-
man z nowym zadaniem. Dziwny facet z tego Ralpha, zamyślił
się Jack. Wiecznie się czymś martwi, a z drugiej strony jest
optymistą. Ciekawa kombinacja, ale pewnie typowa dla porę
czyciela. On osobiście nie był w stanie zrozumieć idei pożycza
nia pieniędzy nieznajomym - skoro potrzebowali poręczenia,
tym samym ujawniali swoją niewiarygodność.
Ale w grę wchodziły niezłe pieniądze, a pieniądze to wystar
czająca motywacja większości działań.
Jack dopiero co wrócił ze zbiegiem, którego tropił aż do Ka
roliny Północnej. Kiedy przyholował głupiego jak but wiejskie
go chłopaka, który próbował wzbogacić się, okradając całodo
bowe sklepy na stacjach benzynowych, Ralph Finkle-
man wprost nie wiedział, jak mu dziękować. Wyłożył za niego
8
SCHWYTANA GWIAZDA
kaucję, uznawszy, że chłopakowi do głowy nie przyjdzie, żeby
uciekać.
Jack mógłby mu powiedzieć, prosto z mostu, że dzieciak jest
na tyle nierozgarnięty, że nie rozumie, czym grozi ucieczka.
Ale nie płacono mu za udzielanie rad.
Zamierzał przez kilka dni odpoczywać, może obejrzeć parę
meczów na Camden Yards, zadzwonić do którejś ze swych
przyjaciółek, by pomogła mu przepuścić zarobione pieniądze.
Właściwie chciał odesłać Ralpha z kwitkiem, ale chłopisko tak
skamlało, tak się usprawiedliwiało, że nie miał serca odmówić.
No więc wpadł do jego firmy i wziął papiery na niejaką
0'Leary, która najwyraźniej postanowiła nie stawiać się w są
dzie z wyjaśnieniami, dlaczego postrzeliła swego żonatego ko
chanka.
Doszedł do wniosku, że ona również jest głupia jak but.
Niebrzydka kobieta - a sądząc z fotografii i opisu, można było
tak o niej powiedzieć - z paroma szarymi komórkami na swoim
miejscu, mogła z łatwością przekonać sędziego i ławę przysię
głych, że taki drobiazg jak postrzelenie niewiernego księgowego
nie powinien podlegać zbyt surowej karze.
Robota wydawała się jak kaszka z mlekiem, ale Ralph był
okropnie nerwowy. Jąkał się bardziej niż zwykle, a oczy latały
mu jak błędne.
Jack nie miał jednak ochoty analizować zachowania Ralpha.
Chciał szybko zakończyć pracę, napić się piwa i zacząć się
cieszyć zarobioną forsą.
Pieniądze z tej ekstra roboty oznaczały, że może pozwolić
sobie na pierwsze wydanie „Don Kichota". Zależało mu na nim
od dawna. Dla czegoś takiego można znieść spływanie potem
w samochodzie przez parę godzin.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]