[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Tytuł oryginału: The Milionnire's SecretsCopyright © 1996 by Mark FisherCopyright © for the Polish edition by WydawnictwoMEDIUM, 1997Projekt okładki: Sława ChmurkoRedakcja: Janina WujkiewiczSkład i łamanie: M&S Studio02-010 Warszawa, ul. Nowowiejska 39/27tel./fax: 620-93-32, 25-46-48Wydawnictwo MEDIUM00-810 Warszawa, ul. Srebrna 16tel./fax 624-14-82ISBN 83-86755-62-8Rozdział Iw którym młody człowiek zaczyna miećdość swojej pracy...Dochodziła dziewiąta trzydzieści, kiedy John Blake, młody,ledwie trzydziestodwuletni mężczyzna, niezbyt wysoki, alesprawiający wrażenie energicznego, obudził się w swoimskromnym, zagraconym mieszkanku na Brooklynie. Byłspóźniony. Pewnie budzik się zepsuł. A może zapomniał gonastawić?Nie miał już czasu na prysznic, więc tylko umył twarz zimnąwodą, uczesał się i łyknął tabletkę witaminy C. Usiadł nachwilę, aby zebrać myśli, i policzył do trzech, mając nadzieję, żeprzyniesie mu to szczęście, którego na pewno będzie dziśpotrzebował. Następnie zaczął pośpiesznie wkładać na siebieubranie, rzucone poprzedniego dnia na krzesło; koszulę zoplatajacym kołnierzyk krawatem wciągnął przez głowę jaksweter.Jego ukochany mustang kabriolet, rocznik 65, zapalił dopieroza trzecim czy czwartym razem. „To chyba jeden z tych dni,kiedy człowiek nie powinien w ogóle wstawać z łóżka” -pomyślał.Agencja reklamowa Gladstone, w której pracował przezostatnich parę lat jako redaktor, mieściła się w starym, aleidealnie odrestaurowanym budynku przy Madison Avenue.Gdy dotarł do biura, Louise, jego sekretarka, przywitała go zniepokojem w głosie:- Gdzie pan się podziewal? Gladstone jest wściekły. Wszędziepana szuka. Spotkanie rozpoczyna się za pięć minut, a onchciał jeszcze omówić coś ważnego z panem i z Gate’em.- Budzik mi się popsuł - bąknął John i zniknął za drzwia miswojego gabinetu, gdzie spokojnie zajął się przeglądaniemstosu papierów leżących na biurku. Louise podążyła za nim.- Gdzie są akta Coopera? - zapytał, odwrócony do niejplecami.- Tutaj - odpowiedziała i z uśmiechem wręczyła mu akta, jużwcześniej starannie przygotowane.- Dziękuję - odparł, sięgając po folder reklamowy zawie -rający logo firmy Cooper, fotografię obuwia, którego promocjęwłaśnie planowano rozpocząć, oraz fotografię mężczyzny ikobiety. - Przynieś mi kawę, Louise - poprosił, zapalającpapierosa.Firma Cooper Shoes Incorporated podpisała z agencjąGladstone kontrakt na reklamę nowego typu obuwia męskiegoz ukrytymi obcasami, dzięki któiym ich nabywca zyskiwałdobre trzy cale. Reklama, według pomysłu Johna,przedstawiała wysoką, szalenie elegancką kobietę, przecha-dzającą się po Fifth Avenue i zerkającą z zainteresowaniem nawysokiego mężczyznę, który swój słuszny wzrost zawdzięczałjedynie rewelacyjnym butom Coopera.Tekst reklamowy, za który również odpowiedzialny był John,miał być omawiany na porannym spotkaniu. Problem polegałna tym, że tekst ten jeszcze nie powstał, albowiem Johnowizupełnie nic nie przychodziło do głowy, mimo że uważany był wagencji za jednego z najzdolniejszych autorów.Palił papierosa, zaciągając się głęboko, jakby w ten sposóbchciał przywołać natchnienie, które nigdy dotąd go niezawodziło. Niestety, miał kompletną pustkę w głowie. Mogłobysię wydawać, że opuściła go wena. Zaczął przerzucać notatki zostatnich paru tygodni - długie stronice rozmaitych tekstów,wpadających w ucho tytułów, nagłówków z gazet, dialogów. Inic. Pot wystąpił mu na czoło. Musiał coś wymyślić, i to szybko.Jak najszybciej.Ledwie Louise zdążyła przynieść filiżankę gorącej czarnejkawy, do gabinetu wpadł szef, Bill Gladstone, a zaraz za nimpojawił się James Gate. Niski, łysy jak kolano Gladstone kipiałze złości, a jego małe niebieskie oczka rzucały groźne błyski.- John! Gdzieś ty był? Czy zdajesz sobie sprawę, która jestgodzina?! - wrzasnął, pokazując na zegarek. - Kusisz los, mój [ Pobierz całość w formacie PDF ]