[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROBERT
S
OPOWIEŚCI NOCY
NORA
Nora Roberts
Nocne kompozycje
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Co ty, do diabła, tutaj robisz?!
Maggie, klęcząc na czworakach, nie podniosła
nawet głowy.
- Ciągle ta sama piosenka, C.J.?
C.J. obciągnął kaszmirowy sweter. Potrafił uczy
nić z zamartwiania się prawdziwą sztukę. Niepokoił
się o Maggie. Ktoś musiał. Spojrzał na jej brązowe
włosy związane byle jak na czubku głowy. Miała
długą, wiotką szyję, była drobna, szczupła i sprawia
ła wrażenie kruchej. C.J. zawsze kojarzyła się z dzie
więtnastowiecznymi angielskimi arystokratkami.
Być może one też w swoich filigranowych, smukłych
ciałach gromadziły niewyczerpane zasoby energii.
Maggie miała na sobie sprany podkoszulek i rów
nie sprane dżinsy. I brudne ręce. C.J. przeszedł
dreszcz: wiedział, do jakiej magii zdolne są te
wytworne, delikatne dłonie.
Faza, pomyślał. Maggie ma fazę. Był dwa razy
żonaty, miał za sobą kilka luźnych związków
249
i zdawał sobie sprawę, że kobiety od czasu do czasu
miewają humory. Musnął starannie przystrzyżone
jasne wąsy. Ostrożnie, łagodnie sprowadzi Maggie
z powrotem na ziemię, przywróci jej poczucie
rzeczywistości.
Rozejrzał się. Wokół tylko drzewa, skały, kom
pletne pustkowie. Ciekawe, czy są tu niedźwiedzie,
przemknęło mu przez głowę. W realnym świecie
takie stwory trzyma się w zoo. Popatrując nerwowo,
czy nie dojrzy między drzewami jakiegoś zagroże
nia, spróbował jeszcze raz.
- Jak długo zamierzasz tak się zachowywać,
Maggie?
- Niby jak, C.J.? - Miała niski, zmysłowy głos.
Sprawiał, że mężczyźni marzyli, by budziła się u ich
boku.
Ta dziewczyna doprowadzała go do furii. C.J.
przeczesał palcami świetnie ostrzyżone włosy. Co
ona robi blisko pięć tysięcy kilometrów od Los
Angeles, pełzając po lesie na czworakach? Czuł się
za nią odpowiedzialny. Wypuścił powietrze z płuc
- stary nawyk, zawsze tak robił, kiedy napotykał na
opór. Negocjacje to była jego specjalność. Musi
przemówić jej do rozumu. Przestąpił z nogi na nogę,
ostrożnie, żeby nie ubrudzić eleganckich pantofli.
- Kocham cię, maleńka. Wiesz przecież. Wracaj
do domu.
Maggie odwróciła się i posłała mu uśmiech, jeden
z tych, rozświetlających całą twarz. Usta, którym
tylko trochę brakowało, by były za szerokie, lekko
250
szpiczasta broda i wysokie kości policzkowe. Wiel
kie brązowe oczy, a w nich żywy błysk. Nie była to
twarz przyprawiająca o niemy zachwyt, a jednak,
nawet teraz, bez makijażu, z umazanym ziemią
policzkiem, Maggie Fitzgerald przyciągała uwagę.
Była osobą ze wszech miar interesującą.
Przysiadła na ziemi, zdmuchnęła spadający na
oczy kosmyk i spojrzała na zachmurzonego C.J.
Wzruszał ją i śmieszył. Jedno i drugie przychodziło
jej z łatwością.
- Ja też cię kocham, a teraz przestań utyskiwać
jak stara baba.
- Nie masz tu nic do roboty - próbował tłuma
czyć. - Po co łazisz na czworakach? Jesteś cała
umorusana ziemią.
- Lubię to.
Pełen naturalności ton, jakim to powiedziała,
oznaczał prawdziwe kłopoty. Gdyby krzyczała, kłó
ciła się, łatwiej by mu z nią poszło. Nieporównanie
łatwiej. Przełamać ten
s
pokojny upór zdawało się
ponad ludzkie siły. Jak wspinaczka na Mount Eve
rest. Niebezpieczna i wyczerpująca. C.J. był mąd
rym człowiekiem, zmienił więc taktykę.
- Rozumiem, że chciałaś się wyrwać, odetchnąć.
Nikt bardziej nie zasłużył na odpoczynek. Dlaczego
nie pojedziesz na dwa tygodnie do Cancun albo nie
polecisz na zakupy do Paryża?
Maggie strzepnęła resztki ziemi z bratków, które
właśnie posadziła. Nie najlepiej wyglądały. Pod
niosła się z kolan.
251
[ Pobierz całość w formacie PDF ]