[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Terry PratchettNomow Ksiega OdlotuKsiega trzecia sagi o nomach***Jak sie okazuje statek, na pokladzie ktorego nomy dawno temu przybyly na Ziemie, ciagle czeka na orbicie, by zabrac ich do domu, gdziekolwiek by on byl. Jak skontaktowac sie ze statkiem, wie tylko jeden Masklin.Trzeba sie mianowicie udac na Floryde - gdziekolwiek by to bylo - i dostac sie na satelite telekomunikacyjnego - cokolwiek to jest - ktory ma wlasnie zostac wystrzelony. Niemozliwe? Zapewne, tyle ze Masklin o tym nie wie...***Na poczatku ...byl Arnold Bros (zal. 1905), czyli wielki dom towarowy.Albo inaczej rzecz ujmujac, dom dla dwoch tysiecy nomow - jak sami siebie nazywali - ktore dawno temu zrezygnowaly z zycia na swiezym powietrzu i osiedlily sie u ludzi pod podloga. Wazne bylo, ze pod podloga, z ludzmi zas nie mieli do czynienia, bo ludzie byli duzi, powolni i glupi.Za to nomy zyly szybko - dla nich dziesiec lat to prawie stulecie, a poniewaz w Sklepie mieszkaly ponad osiemdziesiat lat, dawno temu juz zapomnialy, co to slonce, deszcz czy wiatr. Byl jedynie Sklep, stworzony przez legendarnego Arnolda Brosa (zal. 1905), jako Wlasciwe Miejsce dla nomow.A potem z Zewnatrz do Sklepu przybyl Masklin i jego grupa. Z Zewnatrz, ktore zreszta dla sklepowych nomow nie istnialo. Masklin i pozostali dobrze wiedzieli, co to deszcz i wiatr: wiedzieli az za dobrze i dlatego probowali zyc gdzies, gdzie ich nie bylo.Przywiezli ze soba Rzecz, ktora przez pokolenia uznawano za talizman przynoszacy szczescie. Dopiero w Sklepie, w poblizu pradu elektrycznego Rzecz sie obudzila i wybranym zaczela opowiadac historie, ktore ledwie im sie w glowach miescily...Otoz dowiedzieli sie, ze pochodza z gwiazd, skad przylecieli na pokladzie jakiegos statku, i ze ten statek czeka gdzies w gorze, mimo iz minely juz tysiace lat. Czeka, by ich zabrac do Domu...Dowiedzieli sie takze, ze Sklep ma za trzy tygodnie zostac zniszczony.Co Masklin musial wymyslic, jak przekonywac i co mowic, a czego nie wyjawiac, zeby wszyscy opuscili Sklep w ukradzionej ciezarowce, to wszystko opisano w "Nomow Ksiedze Wyjscia".Dotarli do opuszczonego kamieniolomu: przez krotki czas sprawy mialy sie calkiem dobrze. Ale jak sie ma cztery cale wzrostu i mieszka w swiecie olbrzymow, to sprawy nigdy za dlugo nie wygladaja dobrze. Totez wkrotce okazalo sie, ze ludzie chca ponownie uruchomic kamieniolom.Z fragmentu gazety zas dowiedzieli sie, ze istnieje Richard Arnold - Wnuk zalozyciela Sklepu. Albo jednego z braci, ktorzy go zalozyli, jak twierdzili niektorzy. W gazecie bylo nawet jego zdjecie. Firma, do ktorej nalezal Sklep, obecnie byla wielka, miedzynarodowa korporacja, a Richard udawal sie na Floryde, by byc swiadkiem wystrzelenia jej pierwszego satelity telekomunikacyjnego.Rzecz powiedziala Masklinowi, ze gdyby znalazla sie w przestrzeni, zdolalaby sie ze statkiem dogadac i sciagnac go w dol. Masklin postanowil wziac ze soba kilku towarzyszy, udac sie na lotnisko i znalezc sposob dostania sie na Floryde i wyslania Rzeczy w niebo. Naturalnie, bylo to niedorzeczne i niemozliwe, ale poniewaz nie zdawal sobie z tego sprawy, zabral sie do realizacji przedsiewziecia.Wyruszyli przekonani, ze Floryda jest oddalona o jakies piec mil drogi - no, moze dziesiec - i ze na swiecie zyje najwyzej kilka tysiecy ludzi. Nie wiedzieli, jak sie tam dostac ani co zrobic, gdy sie juz tam znajda, ale byli zdecydowani zrobic, co tylko sie da.Perypetie nomow, ktore pozostaly w kamieniolomie i walczyly z ludzmi, broniac swego nowego swiata jak dlugo sie dalo, a potem odjechaly Jekubem, wielka maszyna drogowa, zostaly opisane w "Nomow Ksiedze Kopania".A oto historia Masklina...Rozdzial pierwszy LOTNISKA: Miejsca, gdzie ludzie albo bardzo sie spiesza, albo dlugo czekaja.Naukowa encyklopedia dla mlodych, ciekawskich nomow, napisana przez Angala de Pasmanterii Wysilmy wyobraznie i zalozmy, ze spogladamy przez obiektyw bardzo odleglego od Ziemi aparatu fotograficznego...Oto wszechswiat: pelen polyskujacych galaktyk niczym choinka ozdob gwiazdkowych."Zblizenie"Oto galaktyka wygladajaca jak nie rozmieszana smietanka w kawie, pelna jasnych punkcikow. Kazdy taki punkcik to gwiazda."Zblizenie"Oto gwiazda z wlasnym systemem planetarnym. Planety okrazaja Slonce, mknac w przestrzeni. Jedne blizej, drugie dalej. Jedne tak rozpalone, ze olow jest na nich plynny, drugie tak zimne i odlegle, ze przelatuja przez rejony, w ktorych rodza sie komety."Zblizenie"Oto blekitna planeta, w wiekszej czesci pokryta woda. Nazywa sie Ziemia."Zblizenie"Oto powierzchnia tej planety: niebieska, zielona, brazowa. Opromieniona blaskiem slonca na blekitnym niebie. Pelna pol, o, jest i jakis kamieniolom i..."Zblizenie"Oto lotnisko - platanina krzyzujacych sie betonowych pasow startowych i drog kolowania oraz budynkow, w ktorych spia samoloty. I nie tylko..."Zblizenie" ...oto najwiekszy budynek - dworzec lotniczy pelen ludzi i zgielku..."Zblizenie" ...oto glowna hala odlotow, jasno oswietlona, wypelniona ludzmi i bagazami..."Zblizenie" ...oto kosz na smieci pelen smieci..."Zblizenie" ...i para oczek przeswitujacych miedzy smieciami..."Zblizenie"Oj!"Zbli..."Lup!***Masklin ostroznie zjechal po starym kartonie od hamburgera.Dosc dlugo obserwowal ludzi - byly ich setki i cos mu zaczynalo switac, ze po pierwsze jest ich na swiecie znacznie wiecej, niz podejrzewal, a po drugie - dostanie sie do samolotu to zupelnie nie to samo co kradziez ciezarowki.Zadomowieni w czelusciach kosza na smieci Gurder i Angalo ponuro dojadali zimne, tluste frytki.Rzeczywistosc byla dla wszystkich przykrym szokiem.No bo tak - Gurder w czasach sklepowych byl opatem i wierzyl, ze Arnold Bros (zal. 1905) stworzyl Sklep dla nomow. Zreszta wciaz byl przekonany, ze istnieje gdzies jakis Arnold Bros majacy na uwadze dobro nomow, gdyz nomy sa wazne. A teraz coraz wyrazniej bylo widac, ze nomy wcale sie nie licza...Albo Angalo - nie wierzy w Arnolda Brosa, ale mysli, ze on jednak istnieje, bo mu to pomaga w niewierzeniu. Skomplikowane, ale prawdziwe.No i na koniec Masklin - nie podejrzewal, ze to sie okaze takie trudne. Sadzil, ze odrzutowce to po prostu ciezarowki, ktore maja wiecej skrzydel, a mniej kol. Tymczasem jeszcze nawet nie zblizyli sie do samolotu, a juz widzial wiecej ludzi niz dotad w calym swoim zyciu. Jak w takich warunkach mial znalezc Wnuka Richarda, 39?!Dotarl do pozostalych, majac nadzieje, ze zostawili mu jakas frytke albo frytka...Angalo uniosl glowe.-I co? Zauwazyles go? - spytal ironicznie.-Tam jest kupa ludzi z brodami. - Masklin wzruszyl ramionami. - Wszyscy wygladaja tak samo.-A nie mowilem? - ucieszyl sie Angalo i dodal, spogladajac wymownie na Gurdera: - Slepa wiara nigdy do niczego nie prowadzi. I nie dziala.-Mogl odleciec, zanim sie zjawilismy - zauwazyl Masklin. - Albo mogl przejsc obok mnie.-Wiec trzeba wracac - skomentowal Angalo. - Sprobowalismy, obejrzelismy lotnisko, prawie dalismy sie stratowac co najmniej tuzin razy i na pewno nas brakuje w kamieniolomie. Czas wracac do rzeczywistosci.-A ty co na to?Gurder, do ktorego skierowane bylo pytanie, spogladal na Masklina dlugo i z desperacja.-Nie wiem. Naprawde nie wiem. Mialem nadzieje... - wystekal i umilkl.Wygladal tak nieszczesliwie, ze nawet Angalo poklepal go pocieszajaco po ramieniu.-Nie bierz tego tak powaznie. Przeciez tak naprawde to nie myslales, ze jakis Wnuk Richard, 39, spadnie z nieba, zlapie nas i zawiezie na Floryde. Nie myslales?! - upewnil sie Angalo. - Sprobowalismy i sie nie udalo. No, to wracajmy do domu.-Oczywiscie, ze tak nie mysle - obruszyl sie Gurder. - Ale myslalem, ze moze... ze jakos... no, ze bedzie jakis sposob...Masklin przyjrzal sie podejrzliwie Rzeczy. Byl pewien, ze slucha - w okolicy bylo az za duzo elektrycznoscia Rzecz, mimo ze byla jedynie czarnym szescianem, kiedy sluchala, zawsze wygladala na bardziej ozywiona niz zwykle. Klopot w tym, ze odzywala sie tylko wowczas, gdy miala na to ochote, i zawsze pomagala tylko tyle, ile musiala. Ani odrobiny wiecej. Masklin mial nieodparte wrazenie, ze caly czas jest testowany. Poza tym za kazdym razem, gdy prosil o pomoc, jakby przyznawal, ze skonczyly mu sie pomysly.Co do tego ostatniego, aktualnie mogl to nawet glosno potwierdzic, wobec czego...-Rzecz, wiem, ze mnie slyszysz, bo tu jest pelno pradu - zagail. - Jestesmy na lotnisku i nie mozemy znalezc Wnuka Richarda, 39. Nie wiemy nawet, jak go zaczac szukac. Pomoz nam... prosze.Rzecz pozostala ciemna i cicha.-Jesli nam nie pomozesz - kontynuowal szeptem - wrocimy do kamieniolomu i bedziemy musieli stawic czolo ludziom, ale ciebie to juz nie bedzie obchodzilo, bo cie tu zostawie. Mozesz mi wierzyc, ze tak zrobie. I nie znajda cie juz zadne nomy i nie bedzie zadnej innej okazji. Wyginiemy i nie bedzie juz na tym swiecie nomow, a wszystko przez ciebie. I przez te wszystkie lata, kiedy bedziesz lezec zapomniana na smietniku, bedziesz sama i pozostanie ci tylko pelna goryczy mysl, ze moze jednak trzeba bylo mi pomoc, gdy grzecznie prosilem. Pewnie w koncu dojdziesz do wniosku, ze gdyby to sie zdarzylo jeszcze raz, to bys mi pomogla. Tylko ze to sie nie powtorzy, a ostatnia okazje masz teraz, wiec sie zdecyduj i pomoz nam.-Przeciez to maszyna! - sprzeciwil sie Angalo. - Nie da sie szantazowac maszyny...Na czarnej powierzchni szescianu zaplonelo czerwone swiatelko.-Wiem, ze slyszysz, co mysla inne maszyny - dodal Masklin. - Ale nie wiem, czy slyszysz, co nomy mysla. Jesli tak, to mozesz sie przekonac, ze nie zartuje. Jesli nie, to lepiej uwierz mi na slowo. Chcesz, zebysmy sie zachowywali inteligentnie, to sie zachowuje: jestem wystarczajaco inteligentny, zeby wiedziec, kiedy potrzebuje pomocy. Otoz potrzebuje jej teraz. A ty mozesz mi pomoc, wiec jesli tego nie zrobisz, to zostawie cie tu i zapomne, ze kiedy...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]