[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Andrzej PilipiukNorweski Dziennik. Polnocne WiatryTOM IIIPOLNOCNE WIATRYPROLOGPierwszego wrzesnia, w sobote, na starej drodze laczacej Bodr i Geitvagan pojawil sie zielony, nieco zdezelowany opel ascona. Znad fiordu wstawaly poranne mgly, miedzy drzewami widocznosc byla ograniczona do kilku metrow. Nawet mocne halogenowe reflektory niewiele mogly tu pomoc. Siedzacy za kierownica mlodzieniec wygladal na zmeczonego. Kolo ust odznaczyly sie dwie bruzdy, oczy stracily blask. Nieoczekiwanie po lewej stronie samochodu pojawila sie stara, zardzewiala siatka ogrodzeniowa. Kierowca wyprostowal sie i zwolnil. Niebawem dotarl do otwartej bramy. Zakrecil energicznie i zaparkowal obok podobnego opla, tyle ze bialego. Cicho otworzyl drzwiczki swojego wozu. Spod siedzenia pasazera wyjal odrapany nieco pistolet. Ostroznie obszedl drugi pojazd dookola, a potem dotknal dlonia maski. Byla zimna. Spuscil powietrze w tylnym kole. Zawrocil, zamknal brame i spial oba jej skrzydla klodka. Nie lubil niespodzianek. Spokojnym, miarowym krokiem ruszyl przez las w strone morza.Wiazki laserow wygladaly we mgle jak dlugie czerwone nitki. Przybysz westchnal z politowaniem. Przeskoczyl nad dwiema, schyliwszy sie, przeszedl pod trzecia. Poszukal wzrokiem kamery. Zlokalizowal ja i obszedl lukiem, przedzierajac sie miedzy drzewami.Czujnym spojrzeniem omiatal tonace w mlecznym oparze kepy choinek. Wszedzie panowal spokoj. Chlopak dotarl wreszcie nad zatoczke. Zatrzymal sie w cieniu ostatnich drzew i dlugo badal wzrokiem okolice, zanim zdecydowal sie wyjsc na otwarta przestrzen. Przemknal chylkiem pod sciane domu. Po polce skalnej dotarl do drzwi. Spodziewal sie, ze beda zamkniete, ale nawet ich nie zatrzasnieto. Chwialy sie leniwie, poskrzypujac na wietrze.Zajrzal do srodka, uzywajac lusterka. Alarm? Jest... I to nie byle jaki. Pokonanie go zajelo prawie dwadziescia minut. Wargi wykrzywil chlopakowi zlowrogi usmiech. Wreszcie wkroczyl do domu. Cisza... Pchnal ostroznie drzwi do kuchni, a nastepnie zaopiekowal sie stojacym kolo framugi sztucerem. Byl tu po raz drugi w zyciu, ale znal rozklad pomieszczen.Ruszyl ostroznie dalej. W bibliotece na dwu zestawionych fotelach drzemala zwinieta w klebek dziewczyna. Przez chwile patrzyl na nia, usilujac wydedukowac, kim moze byc, az wreszcie sobie przypomnial. Ingrid. Dzinsowa bluza na piersiach byla rozchelstana. To i owo wychynelo na zewnatrz. Widok ten nie wzbudzil w przybyszu jednak nawet sladowego zainteresowania. Przemknal obok jak duch, a podloga nie smiala zaskrzypiec pod jego stopami. Odwrocil sie. Przez ulamek sekundy kontemplowal koszmarny skorzany kapelusz zakrywajacy czolo dziewczyny, a potem dlugim krokiem przesadzil drzemiacego u stop schodow doga i zaczal wchodzic na pietro. Pies poznal czlowieka i merdnawszy ogonem, opuscil leb na lapy.Powial wiatr i obluzowane deski scian zajeczaly. W gornym korytarzu bylo ciemno, ale przybysz bez wahania pchnal pierwsze drzwi na prawo. Tomasz Paczenko spal snem sprawiedliwego we wlasnym lozku. Na kocu w jego nogach drzemal maly czarny jamnik. W zmierzwiona siersc zwierzecia zaplatala sie cala masa lesnych smieci. Gosc spod poduszki spiacego wyjal rewolwer i otworzywszy bebenek, wysypal naboje na stolik. Jamnik przecknal sie, ale obrzuciwszy znudzonym, zaspanym spojrzeniem dziwnego czleka, zapadl w dalszy sen. Przybysz kopnal stolek i umieszczona na nim blaszana miska spadla na podloge. Zadzwieczala zlowrozbnie. Pies znowu otworzyl oczy, a potem pysk. Wygladalo na to, ze chce szczeknac, lecz widocznie zrezygnowal, bowiem z jego zapadnietej piersi wydobylo sie tylko westchnienie.Chlopak w lozku nadal spal jak zabity. Przybysz tracil go w nos. Tomasz wykonal przez sen gest, jakby odganial muche, po czym leniwie otworzyl jedno oko. Gosc uniosl pistolet, celujac w sufit. Przeladowal z trzaskiem, zabezpieczyl i schowal do kieszeni.-I juz nie zyjesz - powiedzial spokojnie. - Gdyby mnie naslali, juz lezalby tu twoj trup, a pietro nizej dogorywalaby twoja przyjaciolka. Dom nie jest zabezpieczony. Kazdy moze tu wejsc. Kazdy moze was wystrzelac jak kaczki. W jednej chwili. Zreszta po co ja ci to mowie? Umyj sie, ubierz i zejdz do salonu.Podloga znowu nawet nie zatrzeszczala pod jego nogami. Z gracja zszedl po schodach, a potem potrzasnal za ramie spiaca Ingrid.-Wybacz, moja droga - powiedzial po norwesku, prawie bez cienia obcego akcentu. - Bede potrzebowal tych foteli. Idz do kuchni, zagrzej wode na herbate i przygotuj sniadanie. Moglabys sie takze przebrac i umyc. - Z pewna odraza popatrzyl na jej sponiewierane dzinsy, zablocone adidasy, z ktorych wylazily brudne skarpetki, oraz powalana blotem flanelowa koszule.Ingrid wpatrywala sie w chlopaka przez chwile ze zdumieniem, po czym wyszla poslusznie z biblioteki. Gosc ustawil oba fotele przed wygaslym kominkiem i trwal czas jakis w zadumie. Z kuchni dobiegaly dziwne dzwieki. Westchnal ciezko i ruszyl w tamta strone. Zatrzymal sie w drzwiach i z rozbawieniem obserwowal, jak Ingrid na kolanach zaglada pod wszystkie szafki. Wyjal z kieszeni zamek od sztucera i obojetnie rzucil na stol.-Tego szukasz? - zagadnal z kpiacym usmiechem. - Zagrzej, prosze, wode - przypomnial i wrocil do biblioteki.Wlozyl narecze drewek do kominka, rozniecil ogien. W drzwiach stanal zdyszany Sven. W dloni trzymal pistolet.-Macie tu szufelke do popiolu? - zapytal gosc, nie odrywajac wzroku od plomieni. - Bede tez potrzebowal wiadra lub kuwety i moze pogrzebacza.Straznik lowiecki przelknal sline.-Jak tys tu wlazl? - zapytal po rosyjsku. - Przeciez dom jest otoczony takim systemem zabezpieczen, ze nawet mysz sie nie przeslizgnie!-Trzeba bedzie cie wyslac, Sven, na uzupelnienie szkolenia. Zabezpieczenia pokonalem z marszu. A co bedzie, jesli oni naprawde tu przyjda?-Dobrze. Poprawie to. Wspominano nam, ze niebawem przyjedziesz. Czy to znaczy, ze juz nadszedl czas? Bedziemy dzialac wedlug wariantu D4?-Tak. Ciii...Zaskrzypialy schody i z pietra zszedl Tomasz. Umyl sie i ubral, ale nadal wygladal na niewyspanego.-Kim jestes? - zapytal.Gosc odwrocil sie w jego strone.-Zgadnij.Gospodarz zafrasowal sie wyraznie.-Zdaje mi sie, ze wiem...-Jestem Pawel Norwicki - oswiadczyl przybyly spokojnie. - Wydalem juz dyspozycje, zaraz powinna byc herbata i sniadanie.-Ekstra. Pawel, Pawcio, moj kumpel z dziecinstwa.-A ty jestes Tomasz Paczenko. Co sobie przypomniales?-Nic. Moze wreszcie dowiem sie, co to za szopki?-Nie zostalem upowazniony do przekazywania jakichkolwiek informacji. Niestety. Musisz nadal ufac swojej pamieci.-Trudno ufac czemus, co nie istnieje...-Co sobie przypomniales? - ponownie to samo pytanie zawislo w powietrzu.Tomasz czul, ze musi odpowiedziec.-Nic. Tylko okruchy.-Proces odzyskiwania wspomnien utraconych na skutek amnezji pourazowej u ludzi trwa dosc dlugo i odbywa sie etapami. Zazwyczaj najpierw sa przeblyski sytuacyjne, potem pojawiaja sie sekwencje, wreszcie niemal z dnia na dzien odzyskuje sie wszystko i tylko niewielkie luki wskazuja miejsca, w ktorych zwoje mozgowe ulegly nieodwracalnym uszkodzeniom. Zwazywszy, ile czasu juz uplynelo, trzeba sie liczyc z tym, ze twoj przypadek nie jest typowy. Piatego sa urodziny ksiezniczki Tatiany. Jestes zaproszony...-Wiem.-Ja zreszta tez - dokonczyl. - Zlapiemy tam ksiecia Amiredzibi, umowicie sie na tomografie mozgu i EEG. W zaleznosci od wynikow podejmiemy dalsze kroki.Ingrid wniosla tace z herbata i dwa talerze kanapek. Pawel podziekowal jej i zaprosil do stolu, ale dziewczyna speszona wycofala sie do kuchni. Sven wyszedl w slad za nia.-Kim jest ta mloda dama? - zapytal Pawel. - Chyba nie wynajales sobie sluzby?-Ingrid Roslin. Siostra Svena.-Twoja dziewczyna? - W oczach goscia blysnelo wreszcie jakies ludzkie uczucie.-Chcialbym...Jedli spokojnie i popijali herbate. Pawel milczal, a powieki coraz bardziej mu sie kleily.-Mam dla ciebie kilka wiadomosci - powiedzial wreszcie. - Ale najpierw chcialbym sie przespac. Tymczasem ogarnij sie troche, bo wstyd tak wygladac.Wyszedl.DZIENNIK TOMASZA PACZENKIZESZYT SIODMY1 wrzesnia 1984, sobota-Kim jest ten szaleniec? - zapytala Ingrid, gdy Pawel poszedl na pietro.-To moj znajomy - wyjasnilem niechetnie. - Nie widzielismy sie wiele lat, troche sie zmienil.-Tak czy siak, nic tu na razie po mnie - powiedzial Sven i zarzuciwszy sobie sztucer na ramie, poszedl. Ingrid westchnela cicho.-Co ci dolega? - zapytalem z usmiechem. - Wiesz, Tomaszu... - wreszcie wymowila moje imie poprawnie. - To jakis dziwny typek, ten twoj przyjaciel.-Dlaczego tak sadzisz?-On tu bedzie teraz rzadzil. Ma zelazna wole. Zagonil mnie do robienia sniadania. Wystarczylo tylko, ze popatrzyl mi w oczy.-Moze po prostu jest hipnotyzerem?-Tobie tez to niezle wychodzi. - Usmiechnela sie zalotnie. - Ja chyba tez juz sobie pojde.-I zostawisz mnie z niebezpiecznym czarownikiem? - zdziwilem sie.-Przeciez sam przed chwila twierdziles, ze jest twoim przyjacielem.Zabrala swoj rower i pojechala. Zostalem sam. Siedzialem na progu i patrzylem na morze lizace skale u moich stop.-Znowu zostales zabity - powiedzial Pawel, stajac mi za plecami.-Aha - zgodzilem sie. - No to zostalem. A przez kogo, jesli wolno zapytac? Agentura KGB nie zamordowala dotad ani hrabiego Dereka, ani ksiecia Sergieja, ani cara Wlodzimierza. Nie sadze, zebym byl dla niej wazniejszym celem niz oni. Nic nie wiem, nie mam pojecia o waszych emigracyjnych knowaniach. Nie pamietam nic, co mogloby im sie przydac. A ty zapewne nie wyjasnisz mi nic nowego?-Troche ci powiem - odezwal sie cicho. - Choc nie powinienem. Nie sadze, zeby Derek mial racje z ta amnezja pourazowa. W twoim mozgu sciezki nie ulegly zatarciu. Straciles spora czesc pamieci. Bezpowrotnie.Popatrzylem na niego zaciekawiony. Wreszcie ktos gada cos nowego.-Bezpowrotnie... Mam przeblyski. Czyli jest chyba...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]