[ Pobierz całość w formacie PDF ]
William WhartonNiedobre miejscePrzełożył Paweł KrukDOM WYDAWNICZY REBISPOZNAŃ 2001Tytuł oryginałuA Hard PlaceCopyright © 2001 by William WhartonAll rights reservedCopyright © for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd.:Poznań 2001RedaktorMałgorzata ChwałekOpracowanie graficzne serii i projekt okładkiLucyna Talejko- KwiatkowskaFotografia na okładcePiotr ChojnackiWydanie I (dodruk)ISBN 83- 7301- 061- 0 (opr. brosz.)ISBN 83- 7301- 110- 2 (opr. tw.)Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.ul. Żmigrodzka 41/49, 60- 171 Poznańtel. 867- 47- 08, 867- 81- 40; fax 867- 37- 74e- mail: rebis@pol.plwww.rebis.com.plFotoskład: Z.P. Akapit, Poznań, ul. Czernichowska 50B, tel. 87- 93- 888Druk i oprawa: Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca -dawniej Nowa Drukarnia Wydawnicza S.A. Kraków. Zam. 596/01Większość z nas w alchemii swojego życiadochodzi do takiego miejsca,w którym pojawia się możliwośćprzetopienia żelaza oczekiwańna srebro decyzji.Niewielu się to udaje.Ta książka nie zostałaby wydana, gdyby nie poświęcenie:Williama du Aime, mojego syna i osobistego redaktora. Doce-niam jego nieustające i uporczywe wysiłki.William Wharton2 sierpnia 1998Chciałbym również wyrazić wdzięczność i uznanie RosalieSiegel, mojej przyjaciółce i agentce, która pracuje ze mną odponad dwudziestu lat.A także całej mojej rodzinie, w szczególności zaś żonie - zato, że wybrali się ze mną w tę długą podróż.W.W.1961ROK, KTÓRY ODWRÓCONY DO GÓRY NOGAMIWYGLĄDA TAK SAMOI chyba nikt tego nie zauważyłRozdział 1ClydeWreszcie znajduję miejsce do parkowania. Pochylam się nadkierownicą i patrzę na wąską, nędzną ulicę. Nic specjalnego.Biorę z siedzenia otwartą kopertę i po raz kolejny próbujęodczytać adres. Na początku jest dwójka, ale kolejna cyframoże być jedynką, siódemką albo czwórką.Im dłużej się zastanawiam, tym bardziej chybiony wydajemi się cały ten pomysł: zamiana naszego domu na mieszka-nie, którego nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Biencourt mó-wił, że mieszkanie jest na parterze i ma ogródek. Dom z nu-merem 24 znajduje się po drugiej stronie ulicy i wygląda najakiś sklep. Dalej jest 23, a obok ciemnozielona drewnianafurtka w kamiennym murku. Nie ma na niej żadnego numeruani dzwonka. Pukam kilkakrotnie, ale nic się nie dzieje. Naci-skam klamkę i otwieram furtkę bez problemu.Za murem ciągnie się wąski ogródek z kawałkiem lichegotrawnika pośrodku, kilkoma krzewami i drzewami rosnącymiwzdłuż tylnej ściany. Po lewej stronie widzę drzwi z napisemCONCIERGE. Na drzwiach nie ma dzwonka, a ich szklanączęść przesłaniają delikatne białe zasłonki. Pukam.Z oficjalnej koperty z pieczęcią uniwersytetu wyjmuję listi klucze; klucze chowam do kieszeni. Wąskim betonowymchodnikiem nadbiega czarno- biały piesek i obwąchuje mojenogi. Pukam jeszcze raz i próbuję ułożyć w głowie kilka sen-sownych słów. Wciąż nie potrafię sklecić po francusku zrozu-miałego dla innych zdania. Wreszcie ktoś rozsuwa nieznacz-nie zasłonki, rozlega się szczęk przekręcanego zamka i drzwiotwierają się do połowy. Pies wchodzi do środka.9Z wnętrza wychyla się drobna, przygarbiona kobieta i mówicoś do mnie. Pokazuję jej list. Spogląda na kopertę, mrużąc oczy,cofa się do środka i z ciemnego, okrągłego stołu bierze okula-ry. Porusza ustami, a ja zastanawiam się, co on napisał. Ko-bieta zerka na mnie dwukrotnie, uśmiecha się i zdejmuje oku-lary. Odpowiadam uśmiechem. Pokazuje na klucz w drzwiachi wzrusza ramionami, unosząc ręce. Wyjmuję z kieszeni trzyklucze zawieszone na kółku. Dozorczyni zaczyna mówić szyb-ciej, na co ja znowu się uśmiecham. Wreszcie zamyka drzwina klucz i mija mnie, idę więc za nią.Rozglądam się po podwórku. Kilka rachitycznych drzew zie-leni się w zaułkach, jakie tworzą brudne ściany z cegły. W tylestoi dwupiętrowy żółty budynek, którego okna zakrywają cięż-kie drewniane żaluzje. Kobieta zatrzymuje się przy drzwiachi pokazuje na staromodną kłódkę. Wpasowuję do niej naj-mniejszy klucz i przekręcam go. Gdy kłódka otwiera się z trza-skiem, wysuwam ją z zardzewiałego skobla i wkładam naj-większy klucz do dziurki o bardzo osobliwym kształcie. Prze-kręcam go i pcham drzwi, ale nic się nie dzieje. Przekręcamgo w drugą stronę i napieram jeszcze raz; nic. Zrezygnowanycofam się. Dozorczyni przekręca klucz dwukrotnie w lewoi popycha drzwi. W środku jest ciemno i unosi się zapach dusz-nego powietrza i dywanów.Kobieta podchodzi do frontowej ściany i rozsuwa ogromnezasłony, otwiera środkowe okno i podnosi drewnianą żaluzjętak wysoko, jak może. Smugi światła przecinają obłoczki ku-rzu z zasłon. Okna, wysokie na jakieś dwadzieścia stóp, za-czynają się mniej więcej trzy stopy nad ziemią i sięgają aż dosufitu. Dozorczyni przemierza pokój, otwiera jakieś drzwii mówi coś do mnie, pokazując na prawo. Jest tam umywalkai wpuszczona wanna z szarego marmuru, nieduża i prawiekwadratowa. Po lewej stronie znajduje się mała kuchnia. Ko-bieta wraca do drzwi wejściowych, nie przestając mówić. Dajęjej pięć franków. Uśmiecha się i wsuwa pieniądze do kieszenifartucha. Jakby sobie coś przypomniała, znowu wchodzi dokuchni. Pokazuje na dwie czarne skrzynki. Domyślam się, żechodzi o gaz i elektryczność. Naciskam przełącznik światła,ale nic się nie dzieje. W jaki sposób, do cholery, uda mi się10włączyć coś takiego! Wreszcie moja przewodniczka wychodzi,a ja zamykam za nią drzwi.Pokój jest duży, na ścianach wisi mnóstwo obrazów. Od kiep-skich surrealistycznych kompozycji przedstawiających dryfu-jące kieliszki koktajlowe do pseudoabstrakcji poprzecinanychkrzywymi w kształcie litery S. Wszystkie oprawione są w cięż-kie ramy i pokrywają wysokie ściany niemal po sufit. Po lewejstronie od wejścia znajduje się balkon, na który wiodą stromeschody z poręczą. Teraz widzę, że całe mieszkanie składa sięz tego pokoju, kuchni i balkonu.Podłoga na górze jest wystarczająco solidna, by utrzymaćustawione pośrodku ogromne łóżko przykryte narzutą z bia-łego atłasu. Stoi tam też coś, co przypomina toaletkę. Jestjeszcze mnóstwo miejsca na drugie łóżko. W drugim końcupokoju widać małe drzwi z kluczem w zamku. Okazuje się, żeprowadzą na wąski, wyłożony glazurą chodnik. Za nim znaj-duje się kolejne małe podwórko.Wracam na oględziny mojego nowego królestwa. Dywanyzostały zwinięte. Pod oknami stoi duże, czarne drewnianebiurko. Naprzeciwko niego, między dwiema szafkami, stoiduża sofa. Dookoła rozstawiono kilka krzeseł z nadmierniewypchanymi skórzanymi siedzeniami. Schodzę po stromychschodkach, prawie jak po drabinie. Pod balkonem stoi ciężki,ciemny stół z jadalni i krzesła. W kuchni widzę tylko małą,przenośną trzypalnikową kuchenkę gazową, lodówkę i małyzlew; okazuje się, że jest tylko zimna woda. Nad zlewemi kuchenką wiszą półki. Kuchnia może mieć około dwudziestustóp długości i nie więcej niż pięć szerokości. Można oprzeć sięo tylną ścianę i dotknąć zlewu. Wychodzę i szukam jeszczejakichś drzwi. Wreszcie znajduję nieduże wejście na tej samejścianie co kuchnia, w kącie pod balkonem - prowadzi do sta-romodnej toalety. U góry wisi duży zbiornik, jest też zardze-wiały łańcuch. Podnoszę deskę i widzę, że w muszli jest tylkobrązowawa woda. Pociągam za łańcuch i spuszczam wodę; sły-chać gulgotanie, a potem kapanie wody wypełniającej ponow-nie zbiornik. Przynajmniej działa.Zastanawiam się, co powie Nina. Nasz własny dom, na ubo-czu, ale przynajmniej wygodny. Wracam do głównego pokoju11i podnoszę żaluzje w pozostałych oknach. Niezłe światło. Mó-głbym umieścić sztalugi i farby pod ścianą przy oknie. Roz-glądam się jeszcze raz; teraz mieszkanie wygląda inaczej.Wychodzę i zamykam drzwi na klucz. Dozorczyni patrzy przezzasłonki, gdy mijam jej drzwi.Siedząc już z powrotem w naszym wozie campingowym,wyjmuję mapę i próbuję określić drogę powrotną do hotelu.Jednokierunkowe ulice wcale mi tego nie ułatwiają. ZnajdujęRaspail i przesuwam palcem aż do rue Fleurus. Wszystkobędzie dobrze, jeśli tylko się nie pomylę przy skrzyżowaniuulic Raspail i Montparnasse. Uruchamiam silnik i szukammiejsca, w którym mógłbym zawrócić.Nasz camper jest poręczny, ponieważ można w nim spaći w ogóle mieszkać, ale trudno się nim poruszać po tak dużymmieście jak Paryż. Mam wrażenie, że nie obowiązuje tu pierw-szeństwo przejazdu. Wciskam się powoli, wrzucam trójkęi tak dojeżdżam do Montparnasse'u i dużego skrzyżowania.Czerwone światło. Między drzewami widać Raspail. Na lewo,po przeciwnej stronie ulicy widzę Dome, a jeszcze bliżej ka-wiarnię Coupole.Zmienia się światło i przejeżdżam. Nigdzie nie widziałemtak dużych skrzyżowań jak w Paryżu; wydaje się, że w jed-nym miejscu zbiega się dziesięć albo i więcej ulic. Raspail podrugiej stronie jest przedzielona szpalerem drzew. Jadę, li-cząc kolejne przecznice, aż wreszcie znajduję Fleurus.Hotel jest taki sobie, ale mamy duży pokój na parterze.Personel mówi trochę po angielsku i nawet podgrzewają bu-telkę dla niemowlaka. Nie mogę znaleźć miejsca do parkowa-nia, więc skręcam w przecznicę. Wybraliśmy ten hotel międzyinnymi dlatego, że znajomi, którzy mieszkali w nim wcześniej,wspominali, że w pobliżu jest park, w którym mogą bawić siędzieci. Pewnie Nina jest tam teraz.Znajduję wreszcie miejsce do parkowania na następnej uli-cy. Wciąż nie wiem, kiedy parkuję w dozwolonym miejscu,a kiedy nie. Zamykam samochód i sprawdzam brezent, któ-rym przykryte są duże walizki na dachu - nasi przyjacielestracili wszystko w zeszłym roku; byli na urlopie naukowymi musieli wrócić do domu. W końcu ubijam tytoń w fajce12i ruszam w kie... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • Linki

    Strona Główna
    Nim nadejdzie lato - gay opowiastki, Ebooki TXT - gay opowiadania - Kindle
    Nova Gramatica da Lingua Portuguesa para concursos - Rodrigo Bezerra - .2015, - Biblioteca - Biblioteka - Library, - EBOOKs PORTUGUÊS
    Novo Código de Processo Civil para concursos 2016---, - Biblioteca - Biblioteka - Library, - EBOOKs PORTUGUÊS
    Novidades! Súmula 575 do STJ (art 310 CTB), - Biblioteca - Biblioteka - Library, - EBOOKs PORTUGUÊS
    Noir Anxiety (by Kelly Oliver & Benigno Trigo) (2003), Ebooks (various), Noir
    No Starch Press The Book of JavaScript, Literatura, JavaScript eBooks Collection
    Norman D. Levin - Sunshine in Korea, Ebooks (various), Geopolitics + Sociology
    Novepernove Soduko - Segreti e strategie di gioco by Daniele Munari, ebooks
    Norweski Dziennik. Polnocne Wiatry - PILIPIUK ANDRZEJ, Ebooki w TXT
    Nomow Ksiega Odlotu - PRACHETT TERRY, Ebooki w TXT
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • eevah.opx.pl