[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jan StrzšdałaNIEOBECNA NOCPRZEZ NIEBIESKIE OKNOPrzez niebieskie oknoSpala się powietrzejego niebieskie blizny jak oknaza którymicałe łany kołyszšce się w jaskrawym słońcuczarny las podchodzi do gardłajastrzšb kršży wród goršcych piersi chmurspala się dzieńjego złote palce oplatajš kamień na kamieniuwród pachnšcych pokrzywniebo jest blisko ustwchodzę przez niebieskie oknoprosto w twoje ramionapowietrze pali się w moim sercuniebo jest w moich dłoniach.Styczeń 19965wierk poród wierkówKiedy wszedłem w ten ogródw którym byłe sam wród swojej modlitwywierk poród wierkówKiedy wszedłem samwłanie cisza ułożyła się w gałęziachi wypełniła piewem puste miejsca w powietrzuWidziałem ptaki które przelatywały do rajuprzez niewidzialne przełęcze i powracały pełnepiewuWspinałem się wród drzewi prowadziły mnie po twoich ladachich delikatne ręceWtedy poczułem że jestem w Tobiepomiędzy Twoimi słowamiw ciszy wiecznej wypełniamswojš modlitwę jak drzewojak ptak jak cisza.10 Stycznia 19966Wypełniałem rzekęWłanie wypełniałem rzekę po brzeginie miała jeszcze końcanie miała swojego morzanawet kamienienie stoczyły sięjeszcze do jej dnaStałem w jaskrawym słońcuz ciężkš głowš (pełnš zakrętów wodospadów i leniwych toni)jasna woda jak chmura płynęłaz ršk moichobmywała żółty piasekdotykała po raz pierwszy brzegówi piękniała w strumieńco się boiodległociale biegnie do niejNie wiedziałemktórędy brzegi się wywiodšaż po horyzonti dalejaż do rodka niebaziemia ułożyła się sama jak kochankanurt jak dłutem w jej ciałowzdłuż cienia i wiatławchodził z pomrukiem rozkoszystawała się rzeka.8Stycznia 19967Garć prochuZ ziarenek piaskuz cienia błyskawicz ciszy piorunówwywodziłem kamieńbył tylko garciš prochuwiatr go niepokoił na mojej dłonichciał zniknšć zanim się urodziłbał się przeznaczenianie chciał spotkać Ablapozwoliłem mu ukryć się w pokrzywachznaleli go bracia Kaina kiedy budowali swój dom.9 Stycznia 19968RozmnażanieBardzo nie wiedziałem jak odgadnšć ziarnobyło pełne szczelnocimilczšcejbyło szlachetnei jak mi się wydawało łaskaweżadne ziarnonie jest częcišnie czeka na dopełnieniepozwala na rozmnażanie czasunie boi się godzin ani sekundma swój czaswięc wydobyłem je z ciemnociz gęstego ogniaz mleczuz iskrywydałem jena słońcena deszczna ziemięwyrosło sobšsłońcemdeszczemi cieniemspełniło ziemię.11 Stycznia 19969Możliwoć kołysaniaDalej już nie mogłem sięgnšćta gałšzka była zbyt dalekopod niewidzialnym drzewem szukałem cieniakołysała się nade mnši cień się kołysałbyła niewidzialna jak las za horyzontemnie zauważyłem że miałemzamknięte oczya gałšzka kołysała się we mnie.13 Stycznia 199610Nad ciemnš rzekšRysowałem na mokrym piasku drzewotraciło liciegałęzie były zbyt blisko wodynarysowałem je odwrotnietraciło korzeniecoraz głębiejaż podniosło się z kolanstanęło na przeciwrosłorysowało w mokrym powietrzuznakinie mogłem ich odczytaćaż wstało słońcewszędzie rosły drzewaporannelas nad ciemnš rzekš.15 Stycznia 199611Góra codziennaPrzyleciały do mnieptakipochyliły siędrzewarosłykamienieprzytuliłem się do nichprzyjęły mnie bez wahaniapatrzylimy w nieboaż narodził sięgłód góryrysowały go ptaki ponad drzewamiw granatach i graniachwieciły gospocone skroniesłyszelimy oddychanie góryw przepaciachpowietrza całe dolinyobrastały skałamiWyniosłasię z chmuryponad drzewa kamienie i ptakiszlimy do jej szczytuaż do zmierzchusen zabrał nas do niebarano z ptakami odlecielimyna równinęSłońce co wieczór rysowało jej kształt na horyzonciebył za każdym razem innykochalimy jši z pierwszym promieniem słońcawspinalimy się na jej szczyt.16 Stycznia 199612Było tak jasnoKiedy otworzyłem oczy w zielonoć Twojej łškibyło tak jasno jak w pierwszym dniu stworzeniaWszystkie trawy i zioła były przejrzyste i wesołeOczekiwały na Twoje przyjcieoczekiwały Twojego słowaJasna zielonoć oddzieliła mnie od przeszłociwszedłem w chłodne trawy z goršczkš w dłoniachz silnym postanowieniem przytulenia ziemiz jej drzewami kamieniami i lićmiMoje serce było pełne krwi nowej jasnejSłyszałem piewanie ptaka i spowied wierszczaczułem jak skrzydła motyla dotykajš powietrzajak łaskoczš mojš twarz otwartš na dzieńCzy widziałe jak mówišoczy, włosy, dłonie, umiechnięte twarzejak mówiš do siebiejak opowiadajš najciszej o miłociTak ugina się trawa od wiatrui słońce od wodyi rzeka od brzeguTak staje się Ziemia od Nieba.15 grudnia 199613Mały chłopczykPołożyłem się w trawiezmęczonydzień położył się obok mniewiatr przyniósł żywy zapachkwiatówa słońce otworzyło moje oczy na chmury kolorowetrawa była taka zielonajak niebieskie nieboa droga przecinajšca trawębyła jak ustaotwierała tajemnicę łškikiedy jej dotykałemkoleiny były miękkiei goršce od słońca widziałemlady drobnych stóp na końcudrogimały chłopczyk uciekał do domudzień potoczył się za horyzont.4 Lutego 199614Chmury płynšKiedy wród trawyotwieram niebochmury przesuwajš sięalbo ja płynęNiebieskoć dotyka mojej twarzyalbo ja w niš spadamZiemia goršczkš szepcze mi do uchaalbo milczy chłodnaJa - kłębek ciałaz tętnem w rodku wiatamodlę się.2 maja 199715II.NIEOBECNA NOC16Otwarte oknoKiedy otwieram oknojasne powietrze uderza mi do głowyprzez zielone liciewidzękawałki niebieskiego niebaDrzewo stoi oblane słońcemptaki zamilkłyna jednš chwilęTylko dzieci przekrzykujš sięjak wróbleDzień oddycha jasnocišnieprzerwanš.15 kwietnia 199717Jasne noceSłońce w moich palcachprzesuwa czasczerwona Venus nad horyzontemciemne wierki czeszšbłękitne czołoJest cicho jak w doliniemoja twarz miękko wtula się w powietrzeotwieram oczy po drugiej stronieksiężycaWidzę czerwonš krwinkęwolno spadaw jasne jodły dni skšpychA jednak gwiazdy istniejš na prawdędotykajš mojej skórymówiš do mnieich jasne słowazapalajš stokrotki w trawieA jednak słońce nie zawsze wschodziczasem zapomina sięi nocuje w kaczeńcachWtedy Jutrzenka w różowej pocielibudzi w nas jasnoć.16 Lutego 199618Zwykły witNie jestem sennyjestem daleko bliżejsamoderwany od kartki nocypełendotkliwie otwartybliski utratyjestemna jawie otwieram okna jasnepowietrze dotyka serca mówido mnieprzybliża wit zwykły.21 Lutego 199619Pobiegnijmy do lasuPrzechodzenie przez puste polejest dotykaniem jego duszyprzywoływaniem znakówjest namawianiem jego sercado biciaJest pokornym mierzeniem czasuod miedzy do miedzyPrzechodzenie ziemijest dotykaniem nieba bosš stopšZaklinaniem przestrzenitęsknotš za nieskończonocišPobiegnijmy do lasu przez łškężeby nie być tak dalekożeby poczuć bicie serca.12 Kwietnia 199620Przywoływanie ciepłaOdsłanianie nieba jest czystš łzšsłońcem wród rozkołysanej trawyjest jak dłońdotykajšca twarzychmurš otwierajšcš oczyOdsłanianie nieba jest przywoływaniem ciepłaniskim słońcem nad poręczš horyzontuschodzeniem do ciepłego jezioraJest nieobecnš nocšznakiem pokojuZapro mnie na spacerzielonš łškš wród błękitu i słońcapokaż mi szybujšcego ptakaobejmij ramieniemPrzytulmy się do wrzosu.15 Wrzenia 199621Dobry czasJeżeli przyjdzie do ciebie dzieńzmęczony wiatr przyniesie gowieczoremspójrz mu prosto w oczynie bój się że milczyMów do niego otwarcieMusisz go oswoićwieczór to dobry czas na rozmowęOtworzy swoje godziny jak kartkiz sekundposkładane słowakilka pełnych zdańkilka pytańwštpliwoci już zaprzyjanioneBędzie się z tobš bawiłw pustych ogrodachZapiewaj mu to co lubiszBędzie cię słuchał aż zanieBędzie cię szukałdo dnia.21 Padziernika199622OdwiedzinyDom który stał na końcu drogizamykał linię horyzontukropkšbył pełen czerwonego dachuDzień który odchodziłwstšpił na chwilę przez szyby do rodkaumiechnšł się na podłodzewesoło przymknšł jedno okoi za chwilę szaroci wyszły z wszystkich kštówByłem gociem w ten wieczórbo dom stał otworemprzyjanie skrzypiały deskizapraszały poręczeciany łagodnie przylgnęły do ciszy.21 listopada 1996 r.23Nie znamNie znam takiej cianysłonecznejna której cieńnie znalazł swojego miejscaa kiedy po raz pierwszy słoneczny wiatrdotknšł jej skóryobudziła się wród powietrzanajpiękniejszaNie znam takiej nocyktóra byłaby od cieniaciemniejszabiegnę przez słoneczne poledo mojej cianyczekam na mój cieńktórego jeszcze nie znam.23 listopada 1996 r.24BiegnęKawałki nieba połykambiegnę w powietrzu niebieskimw oczach drży oziminaszron pali sięna horyzoncieostrzy się niebow płucachi jestem tak bliskoziemicielesnyz goršczkš pod skóršbiegnę w powietrzu niebieskimziemia bršzowa kołysze nieboaż łamiš się palce horyzontu.5 grudnia 1996 r.25Wieczorna gonitwaDrzewo i słońce dotykały chmurykochajšce ptakipełne skrzydełprzecinały nieboprzecinały ziemięwobec cichego pejzażupokorniałyi spadaływ bruzdy najcieplejszeWiatr je przykrywałszalonym szelestemStałem zdumionyw różowym wieczorzezapadały w ciemnoćiskry złotew czarnej kuli nieba zimneiskry mronespadały do nógjak jabłka z drzewaWystraszony zajšc spod miedzywyskoczyłi uciekał w czarnš przepać nocyZgubiłem dzieńw wieczornej gonitwieoderwany z drzewa i słońca i chmury.6 grudnia ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • Linki

    Strona Główna
    Nim nadejdzie lato - gay opowiastki, Ebooki TXT - gay opowiadania - Kindle
    Nova Gramatica da Lingua Portuguesa para concursos - Rodrigo Bezerra - .2015, - Biblioteca - Biblioteka - Library, - EBOOKs PORTUGUÊS
    Noc Pośllubna Edwarda i Belli- Oczami Edwarda, książki, Zmierzch Księżyc w nowiu Oczami Edwarda książka
    Novo Código de Processo Civil para concursos 2016---, - Biblioteca - Biblioteka - Library, - EBOOKs PORTUGUÊS
    Novidades! Súmula 575 do STJ (art 310 CTB), - Biblioteca - Biblioteka - Library, - EBOOKs PORTUGUÊS
    Noir Anxiety (by Kelly Oliver & Benigno Trigo) (2003), Ebooks (various), Noir
    No Starch Press The Book of JavaScript, Literatura, JavaScript eBooks Collection
    Nora Roberts - Noc na bagnach Luizjany(1), Nora Roberts
    Nora Roberts - Noc na bagnach Luizjany, E-booki, Nora Roberts
    Norman D. Levin - Sunshine in Korea, Ebooks (various), Geopolitics + Sociology
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • eevah.opx.pl