[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Andre Norton
Zagubieni w czasie
Tytuł oryginału Quest Crosstime
Przekład: Konrad Brzozowski
 1
PotęŜny, ponury masyw skalny stromym urwiskiem wrzynał się we wzburzony
ocean. Sprawiał wraŜenie rozdartego przez jakiś kataklizm w przeszłości, poniewaŜ
rana klifu odsłaniała warstwy, z których był zbudowany: szare, czerwonawobrunatne i
białe jak wapień. Cały krajobraz o przytłumionych barwach nieprzyjemnie przytłaczał
obserwatora. Nawet fale, rozbijające się o podnóŜe skały z ogromną siłą, odbijały
mroczny, stalowo zimny cień nisko zawieszonych burzowych chmur. Z otoczeniem
kontrastowała dolina rzeczna, w której toczyła się walka pośród zielonych kopuł. Był
to świat bez ludzi, zwierząt, ptactwa czy gadów, któremu obca była wszelka,
najdrobniejsza nawet forma komórkowego Ŝycia, jaką odnaleźć moŜna w zwykłej
wodzie. W tej krainie jałowych skał Ŝycie pojawiło się wraz z człowiekiem, który w
swojej nieokiełznanej Ŝądzy zmian zapragnął naruszyć surowy prymityw jej przyrody.
Nadchodząca burza zapowiadała się wyjątkowo gwałtownie. Marfy Rogan
zerknęła w górę na kłębiące się chmury, na mrok, który ze sobą niosły. Głupio zrobiła,
zostając tutaj. Jednak…
Zamiast wstać, ułoŜyła się w rozpadlinie, którą upatrzyła sobie wcześniej, i
wsparłszy czoło na zgiętej w łokciu ręce, przycisnęła ramię do twardej skały. W
napięciu próbowała nawiązać kontakt. Chwilowy niepokój juŜ dawno przerodził się w
strach.
Marva! — Jej usta poruszyły się, gdy wysyłała niemy, telepatyczny krzyk, który
utonął w olbrzymim, dzikim i pustym świecie. Huk spienionych fal mógłby
całkowicie zagłuszyć normalny okrzyk, ale ten, wysłany przez umysł do innego
umysłu, był nie do powstrzymania. Chyba Ŝe coś by się. stało z osobą, do której był
adresowany.
Głucha cisza oznaczała, Ŝe coś jest nie tak, i to ona zaniepokoiła Marfy. Między
wieloma przyrządami przyczepionymi do paska miała niewielkie, dostrojone do
swojego ciała urządzenie, które wyraźnie pokazywało, Ŝe z nią samą wszystko jest w
porządku. Lecz ktoś mógł je przecieŜ przestroić…
KaŜda zmiana osobistych ustawień byłaby wynikiem celowej ingerencji. Co mogło
być przyczyną tak szalonego czynu? Oczywiście, wszyscy, którzy znajdowali się teraz
w terenie, widząc ostrzeŜenia o nadciągającej burzy, szukaliby kryjówki tam, gdzie są,
nie martwiąc się zbytnio o powrót do bazy. Jednak fizyczna odległość nie stanowiła
Ŝadnej przeszkody dla tak silnie związanych ze sobą bliźniaczek. A helikopter nie był
ani odpowiednio wyposaŜony, ani zaopatrzony do długiej podróŜy przez
nieskończone kamienne pustkowie.
Osobisty dysk potwierdzał, Ŝe wszystko z nią w porządku, ale umysł i zmysły
Marry gwałtownie temu zaprzeczały. A ona sama bardziej wierzyła swojemu
przeczuciu niŜ temu, co pokazywał dysk. Gdyby tylko w obozie na dole był ktoś inny
oprócz Isina Kutura, Marfy mogłaby rozwiać swoje obawy juŜ godzinę temu.
PoniewaŜ jednak Isin dał im wyraźnie do zrozumienia, Ŝe nie są tu mile widziane i Ŝe
najchętniej pozbędzie się ich pod lada pretekstem, Marfy pozostała na górze.
Zachowała się jak tchórz, bo jeśli jej przypuszczenia były prawdziwe…
Uniosła głowę. Śliczne jasne włosy targał wiatr, odsłaniając twarz, której na
policzkach i na czole nie ozdabiały modne na Vroomie wzory. Zamknęła oczy i
zacisnęła usta, by lepiej się skupić na nerwowym telepatycznym poszukiwaniu. Jej
twarz barwy kości słoniowej charakteryzowała się delikatnością i elegancją rysów,
kultywowanych przez pokolenia w trosce o szlachetny wygląd. Pośród skalnego
rumowiska wyglądała jak kwiat wyrastający samotnie na kamieniu.
 Marva! — Bezgłośne wołanie przerodziło się w krzyk. Odpowiedzi nie było.
Wiatr wyciągał w jej stronę ruchliwe palce. Otworzyła oczy, gdy pierwsze krople
deszczu uderzyły o skałę. Nie mogła juŜ zejść ścieŜką prowadzącą do obozu. Nie
miała odwagi rzucić wyzwania wzmagającej się wichurze i nadciągającej ulewie.
Pragnienie wyrwania się z obozu, gdzie była stale pod obserwacją, okazało się mieć
zarówno złe, jak i dobre skutki. Złe, bo straciła kontakt wzrokowy z bazą i była
całkowicie zdana na siebie. Dobre, bo zdołała znaleźć schronienie przed burzą.
Ukryta w rozpadlinie, nie widziała nic poza skrawkiem poszarzałego nieba, które
przecinały szalejące błyskawice. Znała tutejsze burze i wiedziała, Ŝe spędzi tu co
najmniej godzinę.
Marva! — Po raz ostami wysłała wiadomość, tracąc nadzieję na odpowiedź.
Marva, wbrew wszelkim pozorom, znajdowała się poza zasięgiem kontaktu, choć
dysk wskazywał, Ŝe jest w pobliŜu, cała i zdrowa podobnie jak ona sama. A więc dysk
kłamał. A to, jak uczono Marfy, było absolutnie niemoŜliwe!
Gdy przydzielono je do tego Projektu, zostały dokładnie przeszkolone. A Marva,
choć czasem niecierpliwa i Ŝądna przygód, nigdy nie była lekkomyślna i na pewno nie
podjęłaby Ŝadnego wyzwania bez porozumienia się z siostrą, nie mówiąc juŜ o
urządzeniach ochrony osobistej.
Poza tym ani w tym, ani w Ŝadnym innym z wielu dostępnych im światów nie było
powodów, by ktoś celowo zmieniał ustawienia osobowe dysku. Kutur bez wzglądu na
urazę, jaką do nich Ŝywił, dla własnego dobra dopilnował, Ŝeby przeszły szkolenie
Stu. Były córkami samego Erca Rogana i odbywały tę szczegółowo zaplanowaną
międzyczasową praktykę za jego oficjalną zgodą.
Chyba Ŝe — Marfy zadrŜała na tę myśl — chyba Ŝe Limiterzy. .. Oblizała mokre
od deszczu wargi. Marva często oskarŜała ją o nadmierną podejrzliwość. Jako
bliźniaczki były bardzo podobne, ale kaŜda była odrębną osobowością, nie jedynie
połową tego samego, rozdwojonego organizmu. Limiterzy stanowili duŜą partię, która
opowiadała się za ograniczeniem podróŜy w czasie. Nadzór nad nimi sprawowałaby
oczywiście komisja wybrana przez Saura To’Kekropsa, to znaczy on sam i jego
poplecznicy. Jeśli tylko doszłoby do wypadku potwierdzającego zagroŜenie, jakie
niosły ze sobą międzyczasowe podróŜe, wskazującego na potrzebę ściślejszej ich
kontroli, wypadku, w który zamieszany byłby któryś z członków Stu lub jego
rodzina… Marfy aŜ westchnęła z wraŜenia. Ale To’Kekrops nie ośmieliłby się! Poza
tym, jak udałoby mu się zmienić ustawienia dysku?
Poza bazą nie było innej drogi dostępu do tego świata ani innych pojazdów do
takiej podróŜy oprócz oficjalnie zarejestrowanych. Załoga Projektu była poza tym
wrogo nastawiona do Limiterów, gdyŜ ich Projekt zostałby odwołany jako pierwszy.
Marva…
Nad niewielkim schronieniem Marfy szalała nawałnica. Widziała takie burze na
rejestracjach w kwaterze głównej. Minęły juŜ cztery… nie, pięć stuleci od czasu, gdy
jej rodacy otworzyli bramy czasowe Vroomu i wyruszyli — nie w tył czy w przód,
lecz „w poprzek”, by odwiedzać inne światy równoległych gałęzi–poziomów, których
historia podąŜała szlakami odmiennymi niŜ Vroom; im „dalej” od Vroomu, tym
bardziej odmiennymi. Czasem śmierć zaledwie jednego człowieka powodowała
łączenie się lub podział światów, tworząc świetlistą sieć czasowych dróg–gałęzi
niekiedy tak rozbieŜnych, Ŝe ci, którzy do nich naleŜeli, nie byli juŜ w pełni ludźmi z
punktu widzenia Marfy i jej rodaków.
A ten świat naleŜał do najdziwniejszych, nigdy bowiem nie pojawiła się w nim
nawet najprostsza forma Ŝycia. Woda, kamienie, ziemia, wiatr, deszcz i słońce, ale ani
śladu czegoś Ŝywego, organicznego. A potem ustanowiono Projekt, by pod ścisłą
kontrolą posiać tu Ŝycie lub przynajmniej podjąć taką próbę. Cały eksperyment był
 oczkiem w głowie jednej z największych naukowych grup, do której naleŜało
dwudziestu członków Rady Stu. Nie, z całą pewnością sam personel Projektu nie
uczyniłby nic, co zagroziłoby jego powodzeniu.
Przez ostatnie kilka dni Marva była niespokojna. Lubiła towarzystwo innych.
Dreszcz emocji związany z podróŜą łączyła z chęcią poznania innych poziomów,
które nie były jedynie nagimi pustyniami. Odwiedziła z siostrą dwa takie światy,
wcześniej składając przysięgę przestrzegania zasad i rozkazów, i za kaŜdym razem
była rozczarowana ograniczeniami, jakim były poddane. Tu dano im więcej swobody,
bo planeta nie była zamieszkana przez nikogo, kto mógłby przypadkiem odkryć ich
pochodzenie.
Dalsze spekulacje były bezcelowe; choć znała zaledwie kilka faktów, wyobraźnia
wciąŜ zasypywała ją coraz to innymi wyjaśnieniami, z których kaŜde następne było
dziwniejsze od poprzedniego. Pozostawało jej tylko jedno: gdy burza się skończy,
zejdzie do obozu, by porozmawiać z Kuturem. ZaŜąda tego, czego najbardziej starała
się uniknąć, gdy zorientowała się, Ŝe ona i Marva nie są tu mile widziane. Miała
zamiar poprosić o prawo do transmisji i zdać relację… tylko komu?
Erc Rogan właśnie podróŜował. Dokonywał przeglądu placówek, by upewnić się,
Ŝe Limiterzy nie dopatrzą się Ŝadnych uchybień, które na następnym zjeździe mogliby
wykorzystać do podjęcia ataku. Mógł znajdować się na kaŜdej z pięćdziesięciu stacji.
Marfy wprawdzie mogła zostawić mu wiadomość na kaŜdej z nich, ale wiedziała, Ŝe
jedynie w sprawach najwyŜszej wagi wolno jej wykorzystywać połączenia. Wysłana
na tak szeroką skalę wiadomość wywołałaby zamęt i plotki w całym systemie
czasowym.
Do kogo więc powinna się zwrócić? MoŜe do Coma… Coma Varlta? Poznała
Coma jeszcze jako młodszego straŜnika–staŜystę, kiedy obie z Marvą, w wieku
sześciu lat, przybyły na Poziom Lasu, by obejrzeć zwierzęta. Posiadłości rodziny
Varlta sąsiadowały z posiadłością Rogana, jednocześnie zaś związek między
rodzinami umacniały dwa wcześniej zawarte małŜeństwa. Jak się okazało, Varlt miał
w tym miesięcu dyŜur na rodzinnej planecie. Tak, pośle wiadomość Varltowi, choć i
to równieŜ moŜe wydać się komuś podejrzane. Chyba Ŝe Marva…
Marfy potrząsnęła głową w odpowiedzi na własne myśli, odsuwając od siebie
nieznośne odczucie, które starało się nią zawładnąć, ilekroć pomyślała o siostrze i o
nieodebranej telepatycznej wiadomości. Przeczeka burzę tutaj i przez ten czas
wymyśli odpowiednią wiadomość dla Varlta. Potem, gdy najgorsza nawałnica ustanie,
wróci do obozu, stanie przed Kuturem i zaŜąda prawa do transmisji.
Prom był niewielki, ale wygodny. Bez najnowszych rozwiązań, oczywiście, ale
dobrze wyposaŜony do tak rutynowego przelotu. Blake Walker rozejrzał się po
kabinie. Dwa miękkie, osłonięte fotele tuŜ przed panelem kontroli, za nimi szafki z
częściami zapasowymi, aparatura rejestrująca i narzędzia. Była to najbezpieczniejsza
metoda międzyczasowej podróŜy, jaką dotąd wynaleziono.
Wyśmienita opinia, jaką się cieszył po wcieleniu do słuŜby, umoŜliwiła mu ten
samodzielny lot.
W paczce tuŜ przed nim znajdował się rzekomy powód jego podróŜy: dostarczenie
specjalistycznego sprzętu naukowego do bazy Projektu, którego celem było
zaszczepienie Ŝycia na zupełnie jałowym świecie. Jednak nieoficjalny cel misji podał
mu sam starszy straŜnik Com Varlt: sprawdzić, co dzieje się z córkami Rogana.
Niedawno, zanim Limiterzy doszli do władzy — to zastanawiające, Ŝe ich
reakcyjne ugrupowanie tak szybko urosło w siłę i zyskało olbrzymie poparcie —
podróŜe równoległe wykorzystywano do wakacyjnego wypoczynku, studenci
zdobywali w ten sposób wiedzę, a handlowcy robili interesy. Ale protesty Limiterów
 drastycznie zmniejszyły liczbę wydawanych pozwoleń. Zabroniono rozrywkowo–
wypoczynkowych podróŜy z wyjątkiem niezamieszkanych leśnych światów,
zabroniono wszystkiego, co mogłoby stworzyć jakiekolwiek zagroŜenie. Takie
posunięcie nie było zbyt mądre, bo dawało To’Kekropsowi kolejny argument. ZaŜądał
wyjaśnień, dlaczego odmawiano wydawania pozwoleń, skoro podróŜe czasowe są
rzekomo takie bezpieczne. Rogan zdecydowanie sprzeciwił się ograniczeniu liczby
pozwoleń, uznał to za niewłaściwą odpowiedź na insynuacje To’Kekropsa i wyraźnie
bojkotując zakaz, wysłał swoje córki do pracy w Projekcie, dając im pozwolenia na
praktyki studenckie. Musiał udzielić oficjalnego wyjaśnienia, ale nie zmienił
poglądów i wykorzystując swą pozycję, robił wszystko, by przywrócić dawny
porządek. Blake oparł się o ochronne poduszki fotela. Wyliczył kod podróŜy i uzyskał
potwierdzenie. Teraz pozostało jedynie uruchomić procedurę startu. Ale nawet
doświadczeni podróŜnicy zawsze wyjątkowo starannie podchodzili do kodowania.
KaŜdy pilot wiedział, Ŝe metoda potrójnego sprawdzania przed uaktywnieniem kodu
nie była niczyim widzimisię. Najdrobniejsze odchylenie mogło doprowadzić nie tylko
do lądowania w świecie innym od zaplanowanego, ale stać się nawet przyczyną
śmierci, gdyby prom zmaterializował się w przestrzeni zajętej juŜ przez inne ciało
stałe.
ToteŜ Blake wybrał czas, dokonał obliczeń, uzyskał trzykrotne potwierdzenie
prawidłowości kodu i dopiero wtedy wprowadzał go za pomocą ręcznych kluczy.
Poczuł zawirowanie, przechył przyprawił go o mdłości, gdy prom wyrwał się ze
stabilnego czasu poziomu Vroomu i rozpoczął podróŜ przez kolejne, sąsiadujące ze
sobą światy.
Zamknięty w kabinie, Blake nie widział tych światów nawet w postaci
przesuwających się cieni. Wcześniej, w czasie swej pierwszej podróŜy na nielegalnym
promie pewnego międzyczasowego przestępcy widział je, jak się łączyły, dzieliły,
pękały, formowały na nowo i zmieniały poza granicami nieosłoniętego pomostu, na
którym przycupnął. On sam pochodził z jednego z tych światów, wciągnięty — nie z
własnej woli, ale z powodu swych zdolności psi — w akcje zespołu łowców Coma
Varlta. Najpierw wspólnie odwalili niezły kawał niebezpiecznej roboty, a potem, gdy
zespół próbował wszczepić mu fałszywe wspomnienia, okazało się, Ŝe ma naturalny
dar blokady umysłowej. Musieli więc zabrać go ze sobą.
W świecie, z którego go zabrano, Blake był obcy. Przyszli opiekunowie, którzy
znaleźli go jako dziecko na ulicy, zmarli, zanim dorósł. Dlatego teŜ zaakceptował
przyjaźń Vroomianina i propozycję kariery straŜnika. Choć nigdy tego nie
udowodniono, Com Varlt wierzył, Ŝe on, Blake, pochodzi ze świata bliskiego
Vroomowi. Jego mieszkańcy byli o krok od podróŜy międzyczasowych, kiedy
łańcuchowa reakcja atomowa całkowicie zniszczyła planetę. Czy był jedynym, który
przeŜył? Być moŜe był synem eksperymentatora, który widząc zbliŜający się koniec,
uznał, Ŝe jedynym ratunkiem będzie wysłanie Blake’a do innego świata. Być moŜe.
Ale jego pochodzenie nie miało teraz Ŝadnego znaczenia. Był zadowolony z oferty
Vroomian, nie mówiąc juŜ o tym, jak ogromną radość sprawiła mu indywidualna
misja.
Po ustawieniu i włączeniu kod działał samoczynnie. Blake miał trochę więcej niŜ
godzinę, jeśli w tych warunkach moŜna było w ogóle określić czas.
śaden ze straŜników nie nosił galowego munduru na co dzień. Ubiór ten, na który
składała się kasztanowa marynarka, obcisłe spodnie i buty zapinane na metalowe
klamry, zakładano z reguły trzy lub cztery razy w ciągu całej słuŜby. Szczupły i
wysoki Blake miał teraz na sobie jednolity skafander, który nosili z pewnością
wszyscy członkowie Projektu. Na tle jasnego stroju jego naturalnie brązowa skóra
wydawała się jeszcze ciemniejsza, a ciemnorude włosy kontrastowały wyraźnie z
  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • Linki

    Strona Główna
    Nora Roberts - MacGregorowie 10 - Bracia z klanu MacGregor 03 - Jan, Ebooki, NORA ROBERTS
    Nora Roberts - Macgregorowie - Szczesciara, Ebooki, NORA ROBERTS
    November hotel, Ebooki, autorzy, K, Krzyżaniak Małgorzata, November hotel
    Nim nadejdzie lato - gay opowiastki, Ebooki TXT - gay opowiadania - Kindle
    Nora Roberts - Zamek Calhounów 3 - Szmaragdowy sen, Ebooki, NORA ROBERTS
    Nora Roberts - Zamek Calhounów 2 - Rodzinny skarb, Ebooki, NORA ROBERTS
    Nora Roberts- Rodzina Stanislawskich - 06 - Pasja życia, Ebooki, NORA ROBERTS
    Nie Zabijac Pajakow Kryminal, EBOOKI, sensacja, kryminał
    Nlp - Personal Development All-In-One For Dummies, EBOOKI PDF, NLP
    Nostalgia aniola - SEBOLD ALICE, ebook txt, Ebooki w TXT
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • darkenrahl.keep.pl