[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Neil Gaiman
NIGDZIEBĄDŹ
Przełożyła : Paulina Braiter
Tytuł oryginału: Neverwhere
Copyright © 1996 by Neil Gaiman
Copyright for the Polish translation © 2001 by Wydawnictwo MAG
Redakcja: Łucja Grudzińska
Korekta: Iwona Ognicka
Ilustracja na okładce: © Carl Lundgren /via Thomas Shluck GmbH
Mapa londyńskiego metra: Jerzy Rzymowski
Opracowanie graficzne okładki: Jarosław Musiał
Projekt typograficzny, skład i łamanie: Tomek Laisar Fruń
ISBN 83-87968-28-5 Wydanie I
Wydawca:
Wydawnictwo MAG
ul. Cypryjska 54, 02-761 Warszawa
tel./faks (0-22) 642 45 45, (0-22) 642 82 85
e-mail: kurz@mag.com.pl
FACET W CZERNI
Richard Oliver Mayhew, bohater „Nigdziebądź", jest w tarapatach. Przyszły na niego, prawdę powiedziawszy, takie kłopoty i takie terminy, że aż zaczął pisać - w pamięci - pamiętnik. Zaczął tak:
Drogi pamiętniku. W piątek miałem pracę, narzeczoną, dom i sensowne życie, o ile w ogóle życie może mieć sens. Potem znalazłem na chodniku ranną, krwawiącą dziewczynę i próbowałem zostać dobrym Samarytaninem. Teraz nie mam narzeczonej, domu ani pracy i wędruję sto metrów pod ulicami Londynu z perspektywą życia krótszego niż jętka o skłonnościach samobójczych.
Ha, nic dodać, nic ująć. Wszystko to była prawda. Richard Mayhew szedł właśnie z narzeczoną na kolację do ekskluzywnej restauracji „Ma Maison Italiano", gdy zobaczył na chodniku dziewczynę w kałuży krwi. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, wbrew kardynalnym regułom życia w wielkim mieście, nie bacząc na protesty narzeczonej Richard podniósł zranioną i zaniósł ją do swego mieszkania. Ha, powinien był Richard Mayhew więcej uwagi poświęcić tajemniczej staruszce, która przed wyjazdem do Londynu wywróżyła mu kłopoty. Ale wróżby i przepowiednie bywają pokrętne, bogowie drwią sobie z ludzi za ich pomocą, doświadczył tego choćby Filip Macedoński, któremu wyrocznia nakazała strzec się wozu. Filipa zamachowiec zamordował mieczem, na klindze którego wygrawerowano wóz. Richardowi staruszka wywróżyła, że jego kłopoty zaczną się od drzwi. I zaleciła strzec się drzwi.
5
Chlaśnięta nożem dziewczyna, którą Richard zabrał do mieszkania, nosi imię Door. Drzwi.
Rana dziewczyny goi się zadziwiająco szybko, zadziwiająco szybko zaczynają też mnożyć się kłopoty i dziwne ewenementy. Pojawiają się wrogowie dziewczyny, ewidentnie ci, którym zawdzięcza cięcie nożem - straszliwa demoniczna para, panowie Croup i Vandemar. Ci, choć wyglądają na Świadków Jehowy, nimi nie są. Nie są chyba nawet ludźmi. A są sadystycznymi mordercami. Tarapaty Richarda Mayhew nabierają coraz realniejszego wymiaru, a za całość jego skóry nie dałby złamanego pensa największy nawet hazardzista.
Pojawiają się też sprzymierzeńcy dziewczyny, bulwersujący Richarda nie mniej niż Croup i Vandemar, albowiem są nimi, kolejno: szczur (tak właśnie!) Pan Długogon, zagadkowy i zblazowany Markiz de Carabas (kłania się „Kot w butach" Perraulta!) i Stary Bailey, noszący kostium z pierza i mieszkający na dachu wieżowca w obsranym przez gołębie namiocie.
A potem dziewczyna znika. Ale tarapaty Richarda znikać ani myślą - ba, mnożą się w zastraszającym tempie. Nie zdradzę rozwoju akcji - ale już nazajutrz po tych dziwnych wydarzeniach Richard Mayhew pisać będzie ów zacytowany na wstępie mentalny dzienniczek. Bo wkrótce nie będzie miał ani narzeczonej, ani domu, ani pracy, ani normalnego życia. Wkrótce wędrował będzie sto metrów pod ulicami Londynu z perspektywą życia krótszego niż jętka o skłonnościach samobójczych. Zaplątany w zbrodnię i wendetę, w towarzystwie Drzwi - sorry, Lady Drzwi, Markiza de Carabas i Łowczyni, profesja ochroniarz. Albowiem - nie zdradzając za dużo z akcji - Richard Mayhew nie jest już w tak dobrze mu znanym Londynie Na Górze. Jest w Londynie Na Dole - miejscu, którego istnienia nie podejrzewał. Którego istnienia nie podejrzewa nikt z żyjących „na górze" normalnych londyńczyków. Miejscu, w którym szczury wysługują się ludźmi. W którym Knight's Bridge staje się Night's Bridge, a ciemność pochłania na nim i zabija nieostrożnych. W którym w Shepherd's Bush można spotkać Pasterzy -ale lepiej ich nie spotykać. W którym na stacji metra linii District istnieje, co prawda, jak i „na górze", stacja Earl's Court,
6
ale rezyduje na niej ze swym dworem faktyczny Hrabia. A na tej samej linii, na stacji Blackfriars, faktycznie witają przybysza braciszkowie w czarnych habitach. A tak w ogóle, w metrze Londynu Na Dole pod żadnym - powtarzam - żadnym pozorem nie należy zbliżać się do krawędzi peronu...
I należy bardzo uważać na panów Croupa i Vandemara. Bo ci, jak się okazuje, zawsze są w pobliżu. Jak hieny, nigdy nie porzucają krwawego tropu. Jak hieny, wycieńczają ofiary uporem pościgu.
Neil Richard Gaiman ma 41 lat, urodził się w roku 1960 w Anglii, w Portchester w hrabstwie Hampshire, pod znakiem Skorpiona. Edukował się w Ardingly College i Whitgift School. Od wczesnych lat 80-tych pracował jako dziennikarz, wolny strzelec dla, różnych brytyjskich gazet. Przygodę z fantastyką rozpoczął w roku 1984, debiutując na łamach „Imagine" opowiadaniem „Featherquest". Krótko później, w 1985, zredagował do spółki z Kimem Newmanem „Ghastly Beyond Belief, prześmiewczą antologię literackich wpadek i niezamierzonych efektów komicznych brytyjskiego pulp-horroru. Antologia uznawana jest za niezwykle ciekawą, a współpracujący z Gaimanem Kim Newman lepiej pewnie znany jest polskiemu miłośnikowi fantastyki jako Jack Yeovil, pod tym bowiem pseudonimem popełnił trochę fantasy osadzonej w świecie gier „Warhammer".
Następnym krokiem Neila Gaimana w fantastycznej branży była napisana w 1988 „Don't Panie: The Official Hitchhi-ker's Guide to the Galaxy Companion", książka non fiction, nawiązująca do osoby i twórczości Douglasa Adamsa, zwłaszcza do kultowego cyklu o wojażach autostopem przez galaktykę.
Potem wziął się Gaiman za tzw. graphic novels - książki i albumy będące wynikiem współpracy pisarzy i grafików. Encyklopedie i poświęcone SF opracowania fachowe definiują graphic novel jako, cytuję, selfcontained narrative in comic-book form, czyli w wolnym tłumaczeniu: samoistna narracja w postaci komiksu. Definicja iście bardziej skomplikowana
7
niż rzecz sama. Mówmy zatem „powieść graficzna" i umówmy się, że wszyscy wiemy, o co chodzi.
Pierwszą taką powieścią dorobku w Neila Gaimana była „Violent Cases" (1987), napisana w kooperacji z grafikiem Davidem McKeanem, artystą znanym w środowisku SF, autorem okładek m.in. do książek Jonathana Carrolla, Stephena Kinga, Garry'ego Kilwortha, Kima Newmana i K.W. Jetera. Współpraca pisarza i grafika rozwijała się - wydali wspólnie powieści graficzne „Black Orchid" (1991), horror „Signal to Noise" (1992) i dziecięcą fantasy „The Day I Swapped My Dad for Two Goldfish" (1997). W opracowaniu jest następna, „The Wolves in the Walls", przy czym, o ile wiem, podobieństwo do H.P. Lovecrafta („Rats in the Walls") nie jest całkiem przypadkowe.
Dave McKean projektował również okładki do książek Gaimana - do omawianej tu „Neverwhere", a także do „Angels & Yisitations: A Miscellany", zbioru wydanych w 1993 opowiadań i wierszy, nominowanych do World Fantasy Award.
Znany - i to szeroko - jest też Gaiman jako autor tekstu kultowej, wydawanej przez EC Comics serii „Sandman", popełnionej pospołu z rysownikiem Charlesem Yessem. „Sandman" zdobył wielką popularność, i to nie tylko wśród fanów komiksu -sam Norman Mailer nazwał serię „komiksem godnym intelektualistów". Zespół Metallica nagrał zainspirowaną „Sandmanem" piosenkę i teledysk. Jeden z epizodów „Sandmana", „A Midsummer Night's Dream", został w 1991 nagrodzony World Fantasy Award w kategorii „najlepsze opowiadanie" — był to jedyny w historii tej nagrody przypadek, by nagrodzono komiks. Inny „Sandman", „The Dream Hunters", zdobył w roku 2000 nagrodę im. Brama Stokera i był nominowany do Hugo. Cykl jest obecnie kontynuowany jako seria „The Dreaming".
Powstała - i liczy się do dorobku Gaimana - specjalna antologia poświęconych Sandmanowi opowiadań - „The Sandman: Book of Dreams" (1996). Zredagowali ją sam Gaiman i Edward E. Kramer, okładkę wykonał Dave McKean, opowiadania napisali m. in. GeneWolfe, George Alec Effinger, Barbara Hambly, Tad Williams, Lisa Goldstein, Will Shetterly i Delia Sherman.
8
We współpracy z Charlesem Yessem powstała w roku 1995 kolejna powieść graficzna Gaimana - obsypany nominacja do nagród zbiór „Snów, Glass, Apples" (w rozszerzonej wersji znany jako „Smoke and Mirrors"). Także „normalna" książka Gaimana, „Stardust", o której będzie jeszcze mowa, została wydana w dwóch wersjach - zwykłej, tekstowej i graficznej -z ilustracjami Yessa właśnie.
Neil Gaiman nie boi się pracy redaktorskiej -jest współautorem kilku bardzo ciekawych antologii: „Temps" (1991, wespół z Alexem Stewartem), „Villains!" (1992, z Mary Gentle) oraz „The Weerde: Book I i Book II" (1992 i 1993, z Mary Gentle, Alexem Stewartem i Różem Kavenym).
Warto też wiedzieć, że jest Gaiman autorem angielskiego scenariusza fabularnej anime „Księżniczka Mononoke". I jednego z odcinków kultowego serialu SF „Babylon 5", zatytułowanego „Day of the Dead".
Jako powieściopisarz Neil Gaiman zadebiutował w roku 1990, choć i wówczas nie dowierzał sobie chyba jeszcze na tyle, by samotnie wypłynąć na przestwór oceanu. Znowu pracował w teamie - nie z byle kim, a z samym Terry Pratchettem, wespół z którym napisał przezabawną fantasy „Good Omens: The Nice and Accurate Prophecies of Agnes Nutter, Witch" (1990, w Polsce jako „Dobry omen").
W wywiadach Gaiman twierdzi, że pomysł i początek książki był jego, przyznaje jednak, że w rezultacie na konto Pratchetta przypadła grubo ponad połowa tekstu. Pratchett bardzo zaimponował Gaimanowi tempem pracy i pisarskim temperamentem.
Wieść niesie, że do przeniesienia „Dobrego omenu" na ekran przymierza się sam Terry Gilliam.
Dopiero sześć lat po „Dobrym omenie" stał się Neil powie-ściopisarzem pełnego kalibru i w pełni upierzonym - po wydaniu „Nigdziebądź", książki, którą masz właśnie w ręku, Szanowny Czytelniku. Ciekawą jest rzeczą, że „Nigdziebądź" powstała jako tzw. upowieściowienie - angielskie słowo novelisation pasuje mi stokroć bardziej i dużo lepiej oddaje sens -wyprodukowanego przez BBC sześcioodcinkowego serialu telewizyjnego. Nie grzeszy jednak „Nigdziebądź", stwierdzam
9
nie bez satysfakcji, typowym grzechem novelisations, których autorzy nader często ograniczają się do mechanicznego wtykania didaskaliów pomiędzy kwestie filmowego dialogu, wskutek czego otrzymujemy coś w rodzaju rozbudowanego scenopisu. Nie ma tego w „Nigdziebądź". Serialu nie widziałem, ale nie sądzę, by miał szansę spodobać mi się bardziej, niż książka.
Stwierdzenie, że „Nigdziebądź” należy do gatunku fantasy, kłopotów nie nastręcza i wątpliwości nie nasuwa. Dość trudno jest natomiast jednoznacznie przyporządkować powieść do jednego z istniejących siedmiu subgatunków gatunku. Najbardziej klasycznym zabiegiem byłoby umieszczenie jej w podgatunku, który ja nazywam umownie „jednorożce w ogrodzie", nawiązując do tytułu znanego opowiadania Jamesa Thurbera. Taki właśnie, jak owo opowiadanie, jest subgatunek - najbardziej dziwne, magiczne, absolutnie niezwykłe i niecodzienne wydarzenia zdarzają się w nim nagle w naszym zwykłym, codziennym życiu. Znany ład zostaje zakłócony, znany porządek zburzony. W realności nagle zaczyna dziać się fantastyczność — będąca, jak powiedział kiedyś Roger Callois, wyłomem w ustalonym porządku, nagłą erupcją niedozwolonego, niedopuszczalnego i nielegalnego w naszym codziennym, uładzonym, pozornie niezmiennym - i legalnym - ładzie. Takie są właśnie sztandarowe pozycje subgatunku: „Kraina Chichów" Jonathana Carrolla, „Na tropach jednorożca" Mikę'a Resnicka, „Małe, duże" Johna Crowleya, „Las Mythago" Roberta Holdstocka, „Ostatnia odżywka" Tima Powersa. Czy wreszcie ,Jakiś potwór tu nadchodzi" Raya Bradbury'ego, od którego również mógłbym pożyczyć nazwę dla subgatunku (pożyczoną zresztą od Szekspira).
By the pricking of my thumbs,
Something wicked this way comes. („Makbet")
Dość cienka jest linia, oddzielająca ten typ fantasy od horroru, opowieści grozy, w której do naszego uładzonego świata
10
wdziera się coś dziwnego - a strasznego zarazem. Jakiś potwór tu nadchodzi... Ba, nadchodzą dwa potwory. Panowie Croup i Vandemar.
Bardzo bliski jest też „Nigdziebądź" innego subgatunku, który przyjęło się nazywać urban fantasy. Mianem takim określamy utwory utrzymane w poetyce pikarejsko-wielkomiejskich ballad, takie fantastyczne West Side Story, w której magia i fantazja wkraczają do betonowo-asfaltowej dżungli miast. Do czołowych pozycji urban fantasy należą - że wymienię tylko kilka: „Winter's Tale" Marka Helprina, „Data ważności" Tima Powersa, wiele tytułów Charlesa de Linta, „Agyar" Stevena Brusta, „War for the Oaks" Emmy Buli, „Steel Rosę" Kary Dalkey, cykl „Sorcery Hali" Suzy McKee Charnas.
Neil Gaiman zawsze ubiera się na czarno, wszystko, co nosi, od T-shirtu po płaszcz, zawsze jest czarne. Prawie zawsze nosi ciemne okulary. Uwielbia koty. Jest od szesnastu lat żonaty z Mary McGrath, ma z nią troje dzieci: syna i dwie córki. Brytyjczyk porzucił Brytanię — od 1992 roku mieszka i pracuje w Stanach, w Minneapolis w stanie Minnesota.
Przyznaje się do młodzieńczej fascynacji amerykańską Nową Falą SF z lat siedemdziesiątych - twórczością Samuela R. Delany'ego, Harlana Ellisona, Rogera Żelaznego. Przeczytawszy o tym w którymś z wywiadów, poczułem jakieś dziwne ciepło w okolicy sercowej - w tym czasie tymiż autorami i ja się fascynowałem. Nie tai też Gaiman wielkiego wpływu, jaki na jego pisarstwo wywarła „Alicja w Krainie Czarów", „Narnia" C.S. Lewisa i tacy klasycy jak Lord Dunsany, James Branch Cabell i Hope Mirrlees. Mnie zaś, dodam, kilka zdań-perełek i fraz-klejnotów z „Nigdziebądź" zachwyciło na tyle, by do mistrzów Gaimana bez wahania dopisać Raymonda Chandlera.
Wydana w roku 1998 „Stardust", druga samodzielna powieść Neila Gaimana (która być może będzie również wydana w niniejszej serii) miała nominację do nagrody „Locusa" i zdobyła Mythopoeic Fantasy Award - wyróżnienie przyznawane fantastyce nawiązującej do mitów, legend i baśni. Nie zdążyłem jeszcze
11
przeczytać najnowszej książki Gaimana, wydanej w styczniu 2001 „The Last Temptation", czekam na zapowiedzianą na czerwiec „American Gods". Ale już wiem, że Neil Richard Gaiman to jeden z kamieni milowych fantasy, kanon, który poznać trzeba. Szczerze do poznawania Szanownych Czytelników nakłaniam - zapewniając zarazem, że przebiega ono wyjątkowo sympatycznie. Co tu dużo gadać - ten facet w czerni da się lubić.
Andrzej Sapkowski
Nigdziebądź nie powstałoby, gdyby nie Lenny Henry. Książkę tę zatem dedykuję właśnie jemu i Polly McDonald: dwojgu położnych, zupełnie do siebie niepodobnych prócz jednego szczegółu - niewiarygodnego wzrostu.
Dedykuję ją też Clive'owi Brillowi i Beverly Gibson, ludziom normalniejszej postury.
Nigdy nie byłem w St John 's Wood. Nie śmiałem. Lękałbym się niezliczonych nocnych świerków i tego, że nagle natknę się na krwistoczerwony puchar i usłyszę bicie orlich skrzydeł.
G.K. Chesterton, „Napoleon z Notting Hill"
Prolog
W wieczór przed wyjazdem do Londynu Richard Mayhew fatalnie się bawił. Z początku bawił się całkiem nieźle. Z przyjemnością czytał pożegnalne karty i odbierał uściski od kilkunastu atrakcyjnych młodych dam; z radością słuchał ostrzeżeń o pułapkach i niebezpieczeństwach Londynu oraz przyjął prezent w postaci białej parasolki z mapą metra, na którą zrzucili się kumple; wypił ze smakiem kilka pierwszych szklanek piwa, potem jednak z każdą kolejną szklanką bawił się zdecydowanie gorzej, aż w końcu odkrył, że siedzi dygocząc na chodniku przed pubem, porównując w duchu pozytywne i negatywne aspekty zwrócenia kolacji, i bawi się wręcz fatalnie.
W pubie przyjaciele nadal świętowali jego zbliżający się wyjazd z entuzjazmem, który według Richarda powoli zaczynał stawać się złowrogi.
Richard zacisnął dłoń na złożonej parasolce, zastanawiając się, czy przeprowadzka do Londynu to naprawdę dobry pomysł.
- Lepiej uważaj, złociutki - powiedział ktoś trzeszczącym starczym głosem. - Zgarną cię, zanim zdążysz mrugnąć. Albo i przymkną, jak nic. - Z kanciastej, brudnej twarzy spojrzało na niego dwoje bystrych oczu. ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]