[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Andre Norton

 

 

 

Opowiadania
ze Świata Czarownic
t 4

Przekład: Karolina Bober

Przedmowa              3

Córka Godrona              4

Kwestia magii              13

Cieśnina burz              49

Pułapka świec              66

Szepcząca trzcina.              82

Wilkołak              92

Ucieczka przemienionej              118

Sprzedawca mieczy              141

Przedmowa

Wielokrotnie powtarzałam, że opowieści ze Świata Czarownic miały być zebrane tylko w jednej książce. Jej fragment zamierzałam wykorzystać w powieści historycznej, która nie została napisana. Jest jednak w Świecie Czarownic cos, co przyciąga zarówno pisarza, jak i czytelników — ci ostatni zaś chcą wiedzieć o nim coraz więcej.

Źródłem całej tej historii był fragment, mający stać się początkiem powieści historycznej o krzyżowcach, którzy zamiast powrócić do Europy, osiedlili się na Bliskim Wschodzie, zakładając tam małe gospodarstwa. Rozwinięcie tego pomysłu dało mi sposobność zapoznania się z opowieściami z tamtych czasów i nauczenia się czegoś więcej o strukturze społeczeństwa tego okresu. Wiedza ta związana byłą z folklorem, balladami Czarodziej ze Świata Czarownic oparty jest na Childe Roland) i okultyzmem.

Z tej mieszanki piorunującej zaczęło powstawać coraz więcej opowieści o przygodach ludzi, którzy pod koniec drugiej z kolei książki postanowili wieść samotne życie. Wiele historii zostało zaczerpniętych z ludowych podań, podczas gdy materiały dotyczące okultyzmu zawdzięczam głównie współczesnym opisom i teoriom zielarstwa, czarnej i białej magii, itp.

Kiedy Opowieści ze Świata Czarownic zostały poczęte, zapragnęłam się dowiedzieć, co inni pisarze mogliby dodać do tej historii. Niewątpliwie stworzyliby miejsca, których istnienia do tej pory nie podejrzewałam: nieznane mi białe plamy. Takwłaśnie się stało. Nowe światło rzucone na starą historię sprawiło, że rozbłysła ona życiem. Mieliśmy Sokolników mówiących wreszcie własnym głosem. Wilkołaki i Damy, niebezpieczne zaklęcia, wojowników ożywających zarówno na Wyżynie Hallack, jak i w Estcarpie.

To zaś jest tom czwarty, złożony z krótszych utworów.

Bardzo się cieszę, ze Świat Czarownic rozrasta się za sprawą innych pisarzy. Coraz silniej wierzę, ze istnieje gdzieś inny świat, inny wymiar, do którego można wejść. Z niecierpliwością czekam na nowe opowieści, chcę się dowiedzieć, co się jeszcze wydarzy w Krainie Dolin, za górami, na dziwnych morzach, gdzie nie dotarli jeszcze nawet Sulkarczycy.

Pięcioro pisarzy: Pauline Griffin, Mary Schaub, Patricia Mathews, Sasha Miller i ja, powzięło ostatnio kolejne przedsięwzięcie: Kroniki Świata Czarownic. Kroniki znajdują się w Lormcie, przybytku wiedzy (chociaż pewnie zagubiły się pośród pergaminów i ksiąg, które gromadzono tam przez wieki). Lormtjest skarbnicą opowieści. Każda następna jest jeszcze ciekawsza niż poprzednie.

Tom ten jest w pewnym sensie wstępem do Kronik, gdyż zapowiada te zmiany. Nie dotyczą one wielkich terenów zamieszkanych przez poszczególne narody, lecz raczej losów małych grupek ludzi, rozsianych tu i ówdzie, oderwanych od normalnego życia i zmuszonych do podejmowania działań, do których nie zawsze są przygotowane.

Cieszy mnie, że mój świat jest wzbogacany i rozrasta się dzięki wysiłkom innych pisarzy. Zazdroszczę im, ze tak upiększyli Świat Czarownic, a jednocześnie jestem tym zachwycona.

ANDRE NORTON

 

Córka Godrona

Ann Miller

i

Karen E. Ridgley

 

Ileż razy słyszałam historię moich narodzin! O tym, jak matka i ojciec, niewiele starsi niż ja jestem teraz, przysięgali sobie miłość; jak Godron, sługa Ciemności, porwał matkę, kiedy ja rosłam w jej łonie, i chciał się mną posłużyć w swoich złych zamiarach; o jej wyratowaniu i oczyszczeniu moich narodzin w starym miejscu Mocy. Ale za każdym razem słuchałam uważnie, jak nowej historii, w nadziei, że opowiadający coś przeoczyli. Coś, co wyjaśniłoby narastający we mnie niepokój.

Ach, źle dobrałam słowo. Nie chodzi może o niepokój, lecz o poszukiwanie. Wiedziałam tylko, że coś mnie przyciąga. Coś? Gdzieś? I wkrótce będę musiała pójść za tą siłą, by znaleźć odpowiedź na pytania, których nie umiem zadać.

 

— Silistia?

Słysząc wołanie mojego kuzyna Reldo odłożyłam pamiętnik i opuściłam przytulne miejsce przy oknie. Wyszłam na zewnątrz, w światło wiosennego słońca. Kiedy wyłoniłam się z domu, Reldo podniósł rękę, żeby skierować mnie do zagrody. Przyspieszyłam kroku, zgadując, że kuzyn chce mi pokazać pierwsze wiosenne źrebię, na które oboje czekaliśmy równie niecierpliwie.

Wdrapałam się na dolną żerdź zagrody i spojrzałam na chwiejącego się na nogach źrebaka, potem wymieniłam zachwycone uśmiechy z Reldo. Mimo że stał na ziemi, a ja na żerdzi, musiałam patrzeć w górę. Młodszy o rok — niedawno skończył szesnaście lat był ode mnie wyższy o ponad pół głowy, bo bardzo wyrósł ostatniej zimy. Moja matka i jego ojciec, oboje ze Starej Rasy, byli kuzynami, więc Reldo, podobnie jak ja, miał typowe dla tej rasy czarne włosy. Ale jego oczy miały imbirowy odcień oczu jego matki z innego świata, natomiast moje były jasnoszare, charakterystyczne dla Starej Rasy.

Mój ojciec, Gunnal, przyklęknął przy trzęsącym się źrebaku, podczas gdy Lenil, ojciec Relda, głaskał i chwalił klacz.

— Miała dość przyzwoitości, by się oźrebić rano — zaśmiał się Lenil. — I nie wyciągać nas z łóżek o północy.

— Może poprosimy ją, żeby pogadała z innymi klaczami — zaproponował ojciec, wyraźnie zadowolony z pomyślnego porodu. Zima była bardzo ciężka, wiele naszych zwierząt nie zniosło jej lodowatej ostrości. Każdy nowy źrebak wzbogaci przerzedzone stado.

Tej zimy straciliśmy nie tylko zwierzęta. Na myśl o tym spojrzałam na niewielki pagórek w dalekim, wschodnim rogu naszego obejścia, gdzie pod kopcem z kamieni spoczywał mój braciszek. Gdy umarł, bardzo wątpiłam, czy mama zgodzi się, żeby wysłano mnie, abym kształciła budzący się Talent. Jednak żal po maleńkim braciszku przyćmił rozczarowanie i poczułam, jak do oczu napływają mi łzy. Miał jasnobrązowe loczki i niebieskie oczy naszego ojca. Przypominałam sobie błyski radości w tych oczętach, kiedy wyciągał pulchne ramionka i zginał paluszki, prosząc, żebym go podniosła. A ja brałam go na ręce, śmiałam się i obracałam nim w górze.

Zastanawiałam się, czy gdybym umiała wykorzystać narastającą we mnie Moc, mogłabym go uratować?

Kiedy Reldo dotknął mojego ramienia, podskoczyłam.

— Riatha cię woła — powiedział, bacznie mi się przyglądając.

Szybko odwróciłam od niego twarz i spojrzałam na dom. W drzwiach stała moja matka.

— Na pewno chce, żebym jej pomogła przygotować południowy posiłek — wyrzuciłam z siebie jednym tchem. Pobiegłam do domu. Starałam się nie okazywać żalu; skoro moja matka była tak dzielna, czułam, że muszę jej dorównać. Ojciec długo i gorzko płakał tej nocy, kiedy trzymał w ramionach swego zmarłego syna, ale mama zniosła to ze stoickim spokojem, dodając nam siły swoją postawą. Potem jednak, gdy wszyscy otrząsnęliśmy się z pierwszego szoku, przywarła do mnie, jakby ze strachu.

Wiosenne wydarzenia odrywały ją i resztę rodziny od żalu po tej stracie. Nasza stara maciora oprosiła się tego popołudnia, pięć młodych przeżyło.

— Więcej, niż się spodziewałem, Gunnalu — powiedział Lenil kiedy wieczorem zasiedliśmy przy stole.

Mój ojciec chrząknął na znak, że się z nim zgadza, kiedy podawaliśmy sobie miseczki z jedzeniem.

— Wiosna chyba naprawdę nadeszła —powiedziała Varela, matka Relda, z innego świata. — Winorośl pączkuje, a zwykle wyczuwa pogodę.

Podała kromkę chleba z masłem Jenli, młodszej siostrze Relda. Spojrzałam na dziewczynkę, podobną bardziej do mnie niż do rodzonego brata — miała ciemnopopielate włosy i szare oczy Starej Rasy, odziedziczone po ojcu. Czy i w niej kwitnie Talent Starej Rasy? Jest jeszcze młoda. Na odpowiedź trzeba będzie poczekać kilka lat. Czując mój wzrok, Jenli odwróciła się do mnie, zrobiła zeza i pokazała mi język.

— Jenli! — skarcił ją Lenil, nie widząc mojej zabawnej miny. Jenli chichotała, zasłaniając się dłonią.

— Nie gniewaj się na nią — powiedział mój ojciec, unosząc brew i spoglądając w moim kierunku. — Silistia ją zachęciła, jestem pewien.

Skupiłam się najedzeniu, nie zwracając uwagi na rozmowę, dopóki nie usłyszałam swojego imienia.

— Silistia ma siedemnaście lat — mówił Lenil. — To odpowiedni wiek do rozwijania Talentu. Powinna...

— Dlaczego? — zapytała mama, przerywając kuzynowi w pół słowa. — Może wyjść za mąż, rodzić dzieci i żyć normalnym życiem. Nie musi rozwijać Talentu. To może być przekleństwo. Dobrze wiesz. Lenil. Nawet teraz ludzie patrzą na Prastarych podejrzliwie i nieufnie.

— Tak, dopóki Mądra Kobieta albo Czarownica nie jest potrzebna do rozwiązania czyichś problemów — dokończył ojciec.

— Nie zgodzę się na to — oświadczyła zdecydowanie mama. Nie opuści domu.

Złościło mnie, że mówią tak, jakby mnie nie było, albo jakbym nie mogła mówić sama, ale ugryzłam się w język, widząc zacięte zmarszczki wokół ust matki. Może kiedy śmierć braciszka przestanie być świeżą raną, mama ustąpi. Bardzo chciałam kształcić Talent, nauczyć się nad nim panować i używać go dla dobrych celów. Szczególnie odkąd mój braciszek...

Wyrzuciłam te myśli z głowy i wróciłam do jedzenia. To nie miało sensu. Mogłam tylko iść naprzód, nie zmieniać tego, co było już przeszłością.

 

Znów miałam sen — ktoś mnie wolał z głębi gęstego lasu. Matka zabrania mi opowiadać o snach. Mówi, że są bezsensowne, ale w jej oczach widzę strach. Jest coś, czego mi nie chce powiedzieć. Co przede mną ukrywa? Dlaczego to ją przeraża? To, że chce mnie zatrzymać w domu, jest czymś więcej niż zwykłą zachcianką.

Reldo śmieje się ze mnie. Dokucza mi, mówiąc, że przyzywa mnie tajemniczy ukochany; pyta, czy mogę go poprosić, żeby znalazł dla niego dziewczynę. Wolałabym słyszeć łagodny głos ukochanego, niż ten dziwny zew, który wbija mi się w serce. Wiem, że nie mogę się dłużej wzbraniać przed pójściem za tym, co mnie woła. Potrzeba narasta z każdym dniem.

Jutro pójdę do lasu i poszukam wołającego ze snu. Muszę utrzymać to w tajemnicy przed mamą, bo nie pozwoli na taką wyprawę. Reldo chce mi towarzyszyć. Proponuje, żebyśmy powiedzieli rodzicom, że idziemy na Święto Młodych do Szmaragdowej Zatoczki. To by im się spodobało, w przeciwieństwie do prawdziwego celu.

Musimy się przygotować do podróży. Zapasy jedzenia, ciepłe ubranie, żeby przetrwać, bo wyprawa może być długa. Znajdziemy się zapewne na dzikim terenie: w głębokim lesie, gdzie nie wolno nam chodzić. Chociaż smuci mnie, że oszukam mamę, chcę odnaleźć tego, który woła. Potrzeba ta pali moją duszę gorącym płomieniem.

 

Świt był pogodny, na łąkach osiadła delikatna rosa. Reldo skłonił się i pozdrowił wszystkich przy śniadaniu, oświadczając, że chcielibyśmy się wybrać na Święto Młodych.

— Nie — powiedziała natychmiast mama.

— Są już duzi, Riatho — odparł ojciec. — Nie możesz jej wiecznie trzymać przy swojej spódnicy.

Matka otworzyła usta, ale zanim zdążyła się odezwać, Varela położyła jej dłoń na ramieniu.

— Puść ich. Reldo zajmie się Silistią, jak Lenil opiekował się tobą. — Uśmiechnęła się do męża. — Wciąż to robi.

Matka szukała wzrokiem Lenila, w nadziei, że ją poprze. Ten miło się uśmiechnął.

— Wszystko będzie dobrze. Wyprawa do Szmaragdowej Zatoczki to pestka dla młodych silnych nóg.

Matka odwróciła się i spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. Prawie się poddałam, odczuwając jej bolesny strach, jakby był moim własnym, ale wiedziałam, że nie zdołam się powstrzymać przed szukaniem. Patrzyłam na nią błagalnie.

— Dobrze — szepnęła, patrząc w talerz.

— Ja też chcę iść! — wypaliła Jenli. Przeraziłam się, ale Varela powiedziała:

— Nie, Jenli. Jesteś za mała.

Ojciec zaśmiał się i rzekł:

— Nie martw się, malutka, przyjdzie i na ciebie kolej. — Spojrzał na Relda i na mnie. — Musicie się pospieszyć, jeśli chcecie dotrzeć do zatoczki przed rozpoczęciem festiwalu.

Szare oczy matki, tak podobne do moich, wciąż były zmartwione, ale uśmiechnęła się i potrząsnęła głową, jakby odpędzała wszelkie wątpliwości.

— Idźcie i bawcie się dobrze, ale nie rozmawiajcie z obcymi. Uważajcie na siebie.

Nasz zapał był zrozumiały, więc nie musieliśmy go ukrywać. Szybko skończyliśmy śniadanie i pobiegliśmy po rzeczy.

Byłam niecierpliwa, chciałam od razu udać się na północ, do lasu, ale zmusiłam stopy do pójścia na wschód, przez łąkę, dopóki nie zniknęliśmy z pola widzenia domowników. Na szczycie drugiego wzgórza spojrzeliśmy za siebie i uznaliśmy, że można już zmienić kierunek. Zaczęliśmy schodzić zygzakiem, potem Reldo rzucił się biegiem na północ, w stronę lasu. Natychmiast za nim pobiegłam, ciesząc się wiatrem we włosach i zapachem polnych kwiatów, które deptaliśmy w biegu. Zanim dotarliśmy do lasu, prześcignęłam kuzyna. Nagle przeszył mnie dreszcz, który wytłumaczyłam przejściem ze słońca w cień. Świerki i sosny przesłaniały młode drzewka, wyciągały niesamowite gałęzie do nieba. Torba uderzyła mnie w plecy, kiedy zatrzymałam się, żeby poczekać na Relda.

Dobiegł wreszcie, ciężko dysząc.

— Szybka jesteś. Przypomnij mi, żebym się z tobą nie zakładał, kto szybciej biega. — Rozejrzał się po ciemnym lesie. — Inny świat, prawda?

Znów dreszcz. Zapach sosen i mchu mieszał się z jakąś dziwną, odpychającą wonią, delikatny wiaterek znad łąki przerodził się w chłodny wicher, a drzewa zasłaniały słońce tak szczelnie, że było jak o zmroku, a nie jak o poranku. Gdzieś nad nami rozniósł się echem głos złotego jastrzębia. Znak? Ale czego, nie mogłam powiedzieć.

— Silistia? — Reldo mówił z powątpiewaniem. Odwróciłam się do niego. —Jesteś pewna, że powinniśmy to zrobić?

Spojrzałam w jego imbirowe oczy. Może popełniłam błąd, pozwalając mu sobie towarzyszyć. Przecież to było moje poszukiwanie, nie jego. Wołanie torturowało mnie, nie jego. Może narażałam go na śmiertelne niebezpieczeństwo.

— Reldo, idź sam. Ja muszę tu wejść. Nie wiem, dlaczego, po prostu muszę. Ale ty idź na Święto Młodych i opowiedz mi jak było, to nie będziemy świecić potem oczami przed rodzicami.

— Nie. — Żywo potrząsnął głową. — Nigdy. Nie zostawię cię samej z tym snem. Wiem, że jestem mężczyzną, w połowie z innego świata i nie mam Talentu, ale mogę cię chronić przed zwierzętami i innymi niebezpieczeństwami. Nie, Silistio. Oboje zawracamy albo oboje idziemy dalej.

— Jesteś nie tylko kuzynem, ale i najlepszym przyjacielem. Chciałabym móc zignorować to wołanie.

Krzywo się uśmiechnął i zaczęliśmy się przedzierać przez gęstniejący las. Głos wołającego dźwięczał w mojej głowie, prowadząc mnie, choć nie widzieliśmy żadnej ścieżki.

Czas zamarł w tym dziwnym mrocznym lesie. Nie docierało tu światło słoneczne, więc nie można było domyślić się godziny, przez gałęzie przedostawał się jedynie srebrny poblask. Miałam dużo siły, nie chciało mi się jeść i szłam dalej w las, aż zatrzymało mnie wołanie Relda.

— Jestem głodny — powiedział. — Na pewno już południe. Nie zmęczyłaś się?

Potrząsnęłam głową.

— Zachowałam się bezmyślnie. Czułam tylko chęć dalszego szukania. Oczywiście, musimy coś zjeść i się odświeżyć.

Starałam się go nie popędzać, ale czułam, że mój cel jest już niedaleko, że wkrótce uzyskam odpowiedzi na pytania, które dręczyły mnie od tak dawna. Ruszyliśmy w drogę.

Weszliśmy na wzgórze. Zobaczyłam łąkę prowadzącą do kamiennej wieży. Zatrzymałam się, zmrożona tym widokiem — wiedziałam, że tam właśnie zmierzam.

Reldo zatrzymał się za mną, stanął blisko i położył mi rękę na ramieniu.

— Co się stało?

— Tu — wydyszałam. — To tu.

Lekki dreszcz przeszył jego ciało, szybko spojrzałam na niego.

— Czujesz coś?

— Ja... Nie jestem pewien. Słyszałem, że w tym lesie są miejsca Mocy Prastarych. Może to jedno z nich.

— Tak. To miejsce Mocy. — Ale nie czułam ciepła i dobra. Czaiła się tu Ciemność. Mimo że ogarnął mnie strach, wiedziałam, że muszę tam iść, wejść w to ponure miejsce, znaleźć tego, który mnie wołał. Kiedy szliśmy przez łąkę, zauważyłam, że trawa i kwiaty nie wyglądają zdrowo, lecz tak, jakby poskręcała je jakaś siła.

Dlaczego? Dlaczego? Pytanie to odbijało mi się echem w głowie, kiedy zbliżaliśmy się do wieży. Dlaczego to miejsce, miejsce Zła, Ciemności, wzywa właśnie mnie? Chciałam się odwrócić i uciec, ale jakaś siła mocno mnie trzymała. Moje stopy szły, jakby słuchały nakazów z zewnątrz, minęły mury i skierowały się do zamku.

— Wygląda jak opuszczone domostwo — powiedział Reldo, kiedy przeszliśmy przez wrota. — Nie jak miejsce Mocy.

— Wątpię, kuzynie, czy wiesz lepiej niż ja, jak powinno wyglądać miejsce Mocy, skoro nasze podróże ograniczały się do wycieczek z rodzicami do Szmaragdowej Zatoczki i odwiedzin w domu dziadków. — Nieświadomie mówiłam bardzo ostro. Czułam, że strach Relda miesza się z moim. Czy sprowadziłam na niego nieszczęście?

Zrzuciliśmy torby i weszliśmy do środka. Owionęło nas przejmujące zimno, jakbyśmy przeszli przez niewidzialną kurtynę. Z góry padało blade światło, podniosłam głowę, żeby zobaczyć jego źródło. Parę wysokich, wąskich okien, umieszczonych w górnej części wieży, wpuszczało trochę jasności. Spojrzałam na strome, wąskie kamienne schody wspinające się na ścianę wieży. Instynktownie podeszłam do nich z zamiarem wejścia na górę. Jednak po paru stopniach uświadomiłam sobie, że mój cel nie leżał tam. Zatrzymałam się. Reldo wpadł na mnie.

— Nie tu — powiedziałam dziwnie zmienionym głosem.

Bez słowa odwrócił się i zszedł na dół, potem czekał na mój następny krok. Chyba wiedział, że tylko ja jestem w stanie rozwiązać zagadkę, która dręczyła mój umysł. Stałam w środku wieży i powoli się obracałam, oglądając zakurzone kamienne ściany bez drzwi. Wiedząc, że to musiało być tu, zamknęłam oczy i pozwoliłam szukać myślom.

Tu! Uderzyło mnie to z taką siłą, że upadłam na kolana.

— Silistia! — krzyknął Reldo, klękając i chwytając mnie za ramiona.

Skrzyżowałam ręce i położyłam je na jego dłoniach, głęboko wciągając powietrze.

— Wiem... — wykrztusiłam. — Patrz tam.

W miejscu, gdzie ich przedtem nie było, pojawiły się drzwi. Wstałam i podeszłam do nich, jakby ciągnęły mnie niewidzialne liny. Reldo szedł tuż za mną. Zatrzymałam się. Nagle poczułam strach o kuzyna, wiedząc, że spotkam się z czymś ściśle związanym z Ciemnością; z czymś, co mogło wyrządzić krzywdę nam obojgu. Czy miałam prawo narażać go na takie niebezpieczeństwo?

— Musisz tu na mnie poczekać — szepnęłam. Kiedy zaprotestował, nalegałam. — Staniesz na straży. Chcesz, żeby zaatakowano mnie z tyłu?

Przez jego młodą twarz przemknęły wątpliwości. Wiedziałam, że bije się z myślami.

— Ale co czai się przed tobą? Niemądrze byłoby puścić cię samą. Nie pozwolę na to. Obiecuję, że będę ubezpieczał tyły.

Ustąpiłam. Czułam wstyd, że przyjmuję obecność Relda z ulgą. Zeszliśmy krętym tunelem w dół, w kierunku ciemności. Zdawało mi się jednak, że blade światło porusza się przed nami, pokazując tylko tyle, żebyśmy się nie potknęli na nierówno ułożonych kamieniach. Nasze kroki wywoływały echo, które pochłaniały kamienne ściany, jakby żywiły się dźwiękami.

W głowie czułam ucisk, który spływał w dół, napełniając mnie złym przeczuciem. Ale nie mogłam się zatrzymać. Mimo strachu przyspieszyłam kroku. Niemal biegłam naprzód, by zobaczyć koniec tunelu. Tu, wiedziałam, leżą odpowiedzi na moje pytania. Nie byłam pewna, czy nadal ich chcę, ale nie miałam już wyboru.

Tunel rozszerzył się w wielką komnatę, która kończyła się daleko w ciemności. Na ścianach wykute były runy, błyszczące szkarłatem, rzucające krwawe odbłyski na blade światło, towarzyszące nam dotychczas w drodze, a teraz słabo migocące w ogromnym pomieszczeniu, gdzie staliśmy.

Pośrodku komnaty stał kamienny ołtarz, tak czarny, że zdawał się chwytać światło w swą tajemniczą głębię i pochłaniać je bez odbicia. Postument, na którym był ustawiony, pokrywały czerwone, świecące runy, pulsujące rytmicznie, na zmianę z runami na ścianach. Jaką wiadomość próbowały przekazać? Potrząsnęłam głową, przyglądając się runom. Nie mogłam rozszyfrować ich znaczenia. Miałam wrażenie, że unosi się ono tuż nad moją głową, przekornie mnie zwodzi.

— Wreszcie przyszłaś.

Podskoczyłam, zdziwiona faktem, że głos docierał raczej do mojego umysłu niż do uszu. Szybko sprawdziłam reakcję Relda; chyba nie słyszał tego głosu.

— Tylko ty mnie słyszysz, Silistio.

Instynktownie spojrzałam na ołtarz. Coś się nad nim unosiło, nie było jeszcze całkowicie uformowane. Serce waliło mi w piersi.

— Kim jesteś? — szepnęłam, czy raczej, jak mi się zdawało, zapytałam w myślach.

— Jestem twoim ojcem.

— Nie rozumiem.

Reldo odwrócił się do mnie.

— Czego nie rozumiesz?

Spojrzałam na niego.

— Nie słyszysz głosu?

— Jakiego głosu?

— Widzisz, co zaczyna się pokazywać nad ołtarzem?

— Nie widzę żadnych obrazów. Jak to wygląda?

Po tym pytaniu znów odwróciłam się do ołtarza. Opary przybrały kształt mężczyzny, choć pozostawały niematerialne.

— Długo czekałem na to, co mi się należy. Straciłem moje śmiertelne życie w walce o ciebie. Tym razem cię nie wypuszczę.

— W jakiej walce? Mówisz o rzeczach, których nie znam.

— Jestem Godron, twój ojciec. Urodziłaś się dla mnie.

— Słyszałam historię o tobie i Mocy, która przeszła na stronę Ciemności, i o mojej matce. Ale ty nie jesteś moim ojcem. Jest nim Gunnal.

— Szukasz prawdy? Jeśli tak, pokażę ci ją. Otwórz umysł.

Zalały mnie wizje: zobaczyłam, jak Godron schwytał moją matkę, jak jego czarodziejskie zwierzęta zabiły jej strażników. Zobaczyłam, jak ją tu przyniósł i położył się na niej. Krzyki matki odbijały siew mojej głowie, wraz z brutalnym śmiechem Godrona. Zobaczyłam mamę z dużym brzuchem, wiedziałam, że to ja w nim rosłam. Widziałam desperacką akcję ratowniczą, kiedy to Gunnal prawie poświęcił życie: odniósł ciężką ranę, dając Lenilowi sposobność do wyprowadzenia matki. Widziałam, jak Godron próbował ją odbić, ale nie pozwoliła na to Varela, która przypadkiem dołączyła do mężczyzn. Widziałam, jak Lenil i Varela idą w miejsce Mocy Prastarych z moją matką, by moje narodziny zostały oczyszczone. Widziałam potem walkę, o której mówił Godron: jak się mną brzydził po oczyszczających rytuałach, jak próbował poderżnąć mi gardło, ale Varela uniemożliwiła mu to, rzucając sztyletem.

Okropność tych wizji tak mnie pochłonęła, że poczułam, jakby paraliżujący pocisk wbił mi się w samo serce, w całe moje jestestwo. Jak mogłam pogodzić się z myślą, że jestem owocem Zła i Ciemności?

W desperacji mój umysł krzyknął:

— Mamo, pomóż! Czy to prawda?

Starałam się odepchnąć jego natarczywą obecność i uświadomiłam sobie, że nie jestem w stanie tego zrobić.

— Mamo, co się dzieje? — krzyknęłam.

Ale stałam sama. Rozumiałam, że chce mnie sobie podporządkować, wiedziałam, że muszę wytężyć cały mój nie ukształtowany jeszcze Talent, żeby go odepchnąć. Zebrałam w sobie siły, próbując chronić się przed dalszymi atakami, koncentrując myśli na odpieraniu Mocy mężczyzny.

Jego obraz falował. Moja siła, o której nie wiedziałam, starała się powstrzymać jego napaść. Poczułam, że Godrona cieszy ta wola walki i uświadomiłam sobie, że chce posiąść Moc, jaka jest we mnie.

Nie mogłam do tego dopuścić. Jego złe siły staną się niepokonane, jeśli dołączy do nich mój uśpiony Talent. Zdwoiłam wysiłki, żeby temu zapobiec.

Gdybym tylko wiedziała, co robić! Runy na ścianach i piedestale wiły się jak węże, więc instynktownie wyciągnęłam przed siebie ręce. W końcach palców poczułam dziwne łaskotanie. Jak w transie naszkicowałam w powietrzu znak. Przez dłuższą chwilę lśnił błękitem. Runy na ścianach zdawały się pulsować w odpowiedzi, usłyszałam szyderczy śmiech Godrona, który chciał chyba zachęcić mnie do walki moją najsilniejszą bronią. Otoczył mnie wiatr, włosy zaczęły się dziko kręcić wokół głowy, a karmazynowy blask runów popłynął w moim kierunku, jakby chciał mnie pochłonąć. Nakreśliłam przed sobą koło. Błękitny ogień migotał w miejscach, gdzie dotknęła go siła runów, ale trzymał się i mnie chronił.

Godrona przestało to bawić. Wysłał myślową strzałę do mojego umysłu. Padłam na kolana z głośnym krzykiem. Przez mgłę bólu zobaczyłam, że Reldo skoczył między mnie i ołtarz, próbując mnie obronić przed przeciwnikiem, którego nie widział.

— Nie! — krzyknęłam, obawiając się o jego życie. Co mogło go ochronić przed złem Godrona?

Za późno. Próbowałam osłonić jego myśli. Poczułam, jak krzyczy; jego świadomość uniknęła uderzenia. Nie miał jednak myślowych barier. Jeśli go nie uratuję, desperacki lot jego umysłu skończy się śmiercią.

Ale jak go ratować?

Szaleńczo podążyłam za jego myślami, przerażona pustką, którą znalazłam. Zrozumiałam, że muszę szybko opanować sytuację.

Kiedy podzieliłam energię, Godron zwiększył wysiłki, by przełamać mój opór. Czułam Relda, chwyciłam j ego okaleczoną świadomość i trzymałam mocno, wiedząc, że nie wolno mi jej puścić. Nie będę miała więcej okazji. Jeśli teraz skoncentruję się na własnej obronie, stracę kuzyna na zawsze. Tego bym nie zniosła.

Zło uderzało we mnie falami, osłabiając umysł. Czułam, że pochłania mnie Moc Godrona, ale wciąż mocno trzymałam Relda. Zostań ze mną, zostań...

Wiedziałam, że nie poradzę sobie sama. Moc Godrona okazała się zbyt silna w porównaniu z moim nie ukształtowanym Talentem.

Nagle wlała się we mnie energia z zewnątrz, spajając moje poszarpane zmysły i kierując je tam, gdzie należało. Teraz wiedziałam, co robić. Jak kierować myślą, trzymać Relda i opierać się Godronowi.

Odniosłam wrażenie, że nie jestem sama — czy to była prawda? Tak! Poczułam, jak łapią mnie czyjeś ręce, zobaczyłam, jak moja matka unosi cienki sztylet z rękojeścią z błyszczącego niebieskiego kamienia. Rękojeść miotała strzały światła, które otoczyły komnatę, pełzały po ścianach, wysadzały w powietrze kawałki ołtarza. Wiatr narastał, ryczał, jakby waliły się tysiące gór. Z rozpadających się ścian wylatywały chmury pyłu. Pioruny uderzały w wijącą się, przezroczystą figurę nad ołtarzem.

— Nieeeee!

Uwolniłam dłoń z uścisku mamy i przeniosłam na jej rękę, trzymającą sztylet. Dłoń Lenila spoczęła na mojej.

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • Linki

    Strona Główna
    Niziurski Edmund - Opowiadania, Niziurski Edmund
    Nie boję się mówić - Ważyński Robert Ważyński Robert, Powieści i opowiadania(1)
    Nowe wyzwania i perspektywy dla wychowania przedszkolnego i edukcji wczesnoszkolnej Surma Barbara, Powieści i opowiadania(1)
    Nowy dom II, A-Sygnały Troski - moje opowiadania dla rodziców, wychowawców i wszystkich chętnych
    Nowy dzień, A-Sygnały Troski - moje opowiadania dla rodziców, wychowawców i wszystkich chętnych
    Norton Mary - Kłopoty rodu Pożyczalskich, e-book, N
    Norton. (4) [Klucz spoza czasu], EBooki
    Norton N22 - Michael Crichton(1), E-book, N
    Niebo istnieje... Naprawdę! filmowa Burpo Todd, Powieści i opowiadania(1)
    Nowy Rok, wiersze, bajki, opowiadania, Religia klasa IV
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyborywpsl.htw.pl