[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ewa Nowak

Cztery Łzy

 

Było już jasno. Za oknem w ogrodzie krzyczały ptaki. Zuzia, przeciągając się, zerknęła na budzik. Dochodziła szósta. Wyłączyła budzik, bo była pewna, że już nie zaśnie. Wsunęła nogi w kapcie, wzięła do ręki kolorowe czasopismo leżące przy łóżku i wzrokiem poszukała muchy, która przed chwilą ją obudziła. Na próżno. Owad ukrył się gdzieś skutecznie.

- Koszmarne, grube różowe parowy - mruknęła do siebie, patrząc na swoje palce, zaciśnięte na gazecie.

Wstała i uchyliła duże okno. Na dole, w przedpokoju, było co prawda wielkie lustro w szafie, ale korzystała z niego tylko wtedy, gdy wychodziła z domu - ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę, było to, żeby bracia zobaczyli, jak przegląda się w lustrze. Teraz wzięła do

ręki zrolowaną gazetę i udając, że to mikrofon, zaczęła nucić swoją ukochaną piosenkę.

Tylko ja, tylko ty, tylko my, moje łzy, twoje łzy, nasze łzy.

Nagle przerwała.

- No tak. Na mikrofonie będzie widać moje wielkie, kiełbasiane paluchy.

Rozłożyła gazetę i zaczęła ją przeglądać w poszukiwaniu zdjęć piosenkarek. Znalazła trzy. Na każdym artystki trzymały mikrofon blisko twarzy i na każdym widać było smukłe, zadbane i kształtne palce.

- A gdybym tak nosiła rękawiczki...

Podbiegła do komody i wyjęła puchate rękawice z jednym palcem. Szybko je włożyła. Wzięła gazetę i przyjmując pozę piosenkarek, zaśpiewała:

Tylko ja, tylko ty...

Zerknęła w szybę.

- Chyba zwariowałam. I te włosy!

Pochyliła głowę i potargała sobie włosy. Nastroszyła je, potem energicznie się wyprostowała i spojrzała w szybę.

Tylko ja, tylko ty...

- Beznadziejnie.

Zdjęła rękawice i rzuciła je byle gdzie. Przyjrzała się włosom piosenkarek.

-A gdybym tak obcięła się na łyso... Przecież tano, ta...

Nie mogła sobie przypomnieć nazwisk, ale była pewna, że widziała zdjęcia ostrzyżonych na zero piosenkarek. Otworzyła szufladę i znalazła foliową torbę z kostiumem kąpielowym. Wyciągnęła z niej różowy czepek i założyła na głowę. Poszukała pod łóżkiem rękawiczek.

- Nie, nie. Jestem za niska.

Teraz, kiedy wszyscy jeszcze spali, nie mogła wyjść do przedpokoju i szukać butów mamy. Stanęła więc na prowizorycznym podwyższeniu z podręczników.

- O, teraz o wiele lepiej. Jeszcze żeby tak mi nie było widać tych ohydnych, wystających obojczyków.

Ciężko usiadła na łóżku i zaczęła uważnie studiować zdjęcia gwiazd estrady. Każda miała na szyi wielkie wisiory i sznury naszyjników. Zuzia podeszła do małej szkatułki z biżuterią. Jednak wszystko wydało jej się za małe. Wzrok sam pobiegł w stronę przedłużacza. Luźno oplotła nim ramiona. Było dobrze. Gruby sznur odwracał uwagę od obojczyków.

- Jak to na wszystko można znaleźć sposób. Uśmiechnęła się do siebie zadowolona. Z kaloryfera

ściągnęła ręcznik i wepchnęła go sobie tam, gdzie w przyszłości miał się znaleźć najwspanialszy biust na świecie.

Zaczęła śpiewać inny przebój.

Jest, na pewno jest ten ktoś, kto pokocha mnie... Może jeszcze śpi, może martwi się, może biega z psem, może w piłkę gra... lecz jest.

Nie śpiewała naprawdę, tylko poruszała ustami, ale w szybie widziała prawdziwą artystkę obdarzoną rewelacyjnym głosem, do której podbiega z gratulacjami tłum dziennikarzy.

-Kiedyś planowała pani szereg operacji plastycznych. Teraz widzi pani, że jednak nic nie przeszkodziło pani w karierze. I to w jakiej karierze!

- Co ty robisz?

- Nagrywam właśnie kolejną płytę...

Zuzia odwróciła się do drzwi. Na progu stała mama i z otwartymi ze zdziwienia ustami wpatrywała się w córkę, która opleciona przedłużaczem i w czepku na

głowie stała na stercie książek, ściskając w dłoniach zrolowaną gazetę.

- Łapię muchę. Nie widisz? - odpowiedziała spokojnie.

*

Było wpół do ósmej. Zuzia siedziała przy stole w kuchni. Jadła kanapkę z żółtym serem i słuchała, o czym mama rozmawia przez telefon.

- ...byłam... wyglądam, jakbym miała kask hokejowy na głowie... no, nie wiem... boję się, że on pomyśli, że mi zależy... niby masz rację... niech wie, co stracił... tak, jeszcze tylko paznokcie... będę pamiętać o perfumach... pa!

Mama odłożyła słuchawkę i trzeci raz z rzędu zmyła i pomalowała paznokcie.

-1 jak? - wyciągnęła rękę w stronę córki.

- Mamo, te lakiery niczym się od siebie nie różnią.

- Mylisz się. - Mama wzięła zmywacz i zaczęła energicznie pocierać kolejne paznokcie. - Czytałaś o tej piosenkarce z Finlandii? Nie czytałaś, a ja wczoraj u fryzjera czytałam o tej Farid czy Fared. To, że miała tak wspaniale dobrane kolorem ubrania, otworzyło jej drogę do kariery. Poszukiwali aktorki, której już nie mieli czasu przebrać. A ona miała ubrania idealnie dobrane kolorystycznie. Wszystko grało, rozumiesz? A poza tym dbanie o siebie poprawia samopoczucie.

m

- Так? - Zuzia odstawiła kubek.

- Tak. Nigdy nie wiadomo, co zadecyduje o naszej przyszłości. Teraz dobrze? - Mama pokazała lakier identyczny z poprzednim.

Zuzia nie odpowiedziała. Odstawiła talerz i poszła do swojej szyby.

Wchodząc po schodach, spojrzała na podłogę - była idealnie czysta. Kafelki w łazience lśniły, firanki były sztywne od soli - dom wprost lśnił czystością.

-Mamo... - chciała zapytać, dlaczego wszystko jest tak idealnie wysprzątane (ojciec zabiera ich przecież do siebie na cały weekend), ale ugryzła się w język.

- Ziuta! - usłyszała głos brata - wychodzimy! Jeśli chcesz nam ponieść tornistry, to się ruszaj.

- Chwila! - krzyknęła i zerknęła w szybę. Spódnica gryzła się z rajstopami. Teraz to zobaczyła. Gdyby dziś w szkole potrzebowali aktorki dramatycznej bez zmiany stroju, toby jej nie przyjęli. „Jak mogłam tak ryzykować?!" - pomyślała.

- Idziesz? - pod oknem usłyszała głosy braci.

- Chwilę, muszę znaleźć but - odkrzyknęła.

- Stara Ziuta szuka buta. Spadamy. Ziuta, my lecimy! Czy my jakieś szczeniaki, żeby ciągle w budzie siedzieć?

Słysząc oddalające się głosy, dwoma wprawnymi ruchami nałożyła na powieki cień.

- Zuzia, za piętnaście! Ja idę! - krzyknęła mama. -I nie nabałagań!

Zuzia wściekła rzuciła się do szafy. Wyciągnęła rajstopy z zeszłego roku. Były dokładnie takie, o jakie jej chodziło. Zakładając je w panice, spojrzała na zegarek. Ostatnia szansa, żeby wyjść. Podskoczyła kilka razy, licząc, że rajstopy w jakiś cudowny sposób się wydłużą, ale... niestety. Trudno. Wskoczyła w buty, szybko zamknęła drzwi na klucz i dopędziła mamę. Obie szły szybko. Mimo iż świeciło piękne wiosenne słońce, wiał ostry, huczący wiatr i żeby się usłyszeć, musiały do siebie krzyczeć.

-1 jak tam poszukiwania przyjaciółki?

- Bez zmian - odkrzyknęła Zuzia i cmoknęła mamę w policzek.

W tym miejscu się rozdzielały. Mama uczyła w innej szkole niż ta, do której chodziła Zuzia.

* Na drugiej lekcji była matematyka. Matematyczka poprosiła, żeby wszyscy, którzy zrobili przykład, podnieśli ręce. Zuzia zrobiła, ale ręki nie podniosła. Rajstopy miała kilkanaście centymetrów nad kolanami i gdyby nauczycielka poprosiła, żeby zrobiła przykład na tablicy - spadłyby na oczach całej klasy. Wolała nie ryzykować.

Tymczasem nauczycielka każdej osobie, która podniosła rękę, wpisała plus, a przykład zrobiła sama.

* Zaraz po ostatniej lekcji podeszła do Zuzi Weronika, córka biologiczki.

- Zuzka, czemu jesteś taka markotna? Dziś piątek, może...

Zuzia czuła, że Weronika chciałaby zaprosić ją do siebie. Widziała, że od jakiegoś czasu robi podchody, ale... ale odwiedzanie kogoś, u kogo po domu chodzi biologiczka, wcale się Zuzi nie uśmiechało. A poza tym jedyne, o czym teraz marzyła, to to, żeby Werka sobie już poszła, żeby szatnia była pusta i żeby mogła nareszcie podciągnąć te idiotyczne rajstopy.

- Chciałabym zostać sama - powiedziała Zuzia. Werka ze zdziwienia zamrugała oczami. Jednak

przełknęła przykrość i powiedziała przyjaźnie:

- Fajne masz rajstopy, pasują ci.

- Ta, bardzo fajne - warknęła Zuzia.

* Znów wracała ze szkoły sama. Był piątek. Co krok stały grupki przyjaciółek i nie zważając na wiatr, śmiały się i plotkowały. Kiedy Zuzia doszła do domu, nie umiała już powiedzieć, czy jest tak wściekła, bo w jej klasie żadna dziewczyna nie nadaje się na przyjaciółkę, czy dlate-

H

go, że tak uwierają ją te najwstrętniejsze w świecie fioletowe rajstopy.

Zdążyła tylko z grubsza odrobić lekcje, zmienić rajstopy, zjeść trzy gołąbki z ziemniakami, gdy usłyszała, że przed domem zatrzymuje się samochód. Pędem pognała do swojego pokoju. Zamierzała zabrać ze sobą tylko rzeczy pasujące kolorem. Te, które się gryzły, nie patrząc nawet, co to za ciuchy - wrzuciła do szuflady w komodzie. Była gotowa.

* - Pięknie wyglądasz. - Ojciec bardzo oficjalnie pocałował mamę w rękę.

- Dziękuję. - Mama z nastroszonymi włosami, z idealnie umalowanymi paznokciami, na wysokich obcasach wyglądała perfekcyjnie. - Może wejdziesz? -Otworzyła drzwi do sieni i z domu doszedł ich zapach czystości.

Ojciec zrobił dziwną minę, jakby wszystko rozumiał.

- Nie, nie, dzięki. Może, jak będę odwozić dzieci. -Jak chcesz. - Mama zrobiła kilka kroków i dzięki

temu ojciec poczuł, jak wspaniale pachnie. - Bawcie się dobrze - powiedziała słodko, a Jarkowi szepnęła do ucha - i grzecznie. I nie dopominać się o jedzenie. Nie wyłudzać pieniędzy.

Ojciec ukłonił się i odjechali.

-Jak, Zuziaczku? - zaczął, gdy tylko ruszyli. Jego bliski kolega rozwodził się już dwa razy i ojciec często słuchał jego rad. Teraz, przed pierwszym weekendem z dziećmi, też dał mu kilka wskazówek. „Rozmawiaj z dzieciakami o bliskich im sprawach". A czym bardziej może interesować się nastolatka, jak nie chłopcami - rozumował ojciec. Zgodnie z tym rozumowaniem wypalił: -1 jak tam, Zuziu? Masz już chłopaka? W szkole...

-Tato, my nie chodzimy do szkoły dla niewidomych, więc jak Ziuta może mieć chłopaka? - szczerze roześmiał się Radek, a Jarek zawtórował mu, jak zawsze z sekundowym opóźnieniem.

Zuzia zagryzła wargi, ale nic nie pomogło. Widziała, że ojciec roześmiał się z dowcipu brata. Oczy same uciekły jej do lusterka. Kiełbasiane palce i cztery włosy na krzyż nie mogą mieć chłopaka. Nawet własny ojciec sobie z niej żartuje! Zaczęła płakać.

-Co ja takiego powiedziałem? Zuziaczku, co się stało?

- Albo ja? Tato, musimy wpaść do sklepu z gospodarstwem domowym po kubeł. Jak Ziuta zacznie ryczeć, to samochód może od środka zamoknąć i elektryka siądzie.

- Nienawidzę was! - krzyknęła Zuzia i zaczęła płakać na dobre.

- Naprawdę? - Radek zrobił słodką minę. - A my ciebie tak kochamy. Prawda, Jaruś?

- Rzekłeś, o nieomylny.

*

Na rozprawie rozwodowej ustalono, że co drugi weekend będą spędzali z ojcem. Jechali do niego pierwszy raz i mieli wielkie plany. Chcieli iść na basen i na sztuczne lodowisko, pojechać do Gdyni do oceanarium i pochodzić po Długim Targu w Gdańsku. I oczywiście, szczerze z tatą pogadać. Ale przede wszystkim chcieli zobaczyć, jak to jest być tylko z ojcem - bez mamy.

Kiedy rodzice mieszkali razem, wszystkim rządziła mama. Ojciec właściwie przychodził na kolacje i zaraz zaczynali się kłócić o to, co które z nich powiedziało wczoraj... Tyle przynajmniej z tego rozumieli. O ile tatuś jeszcze czasem tłumaczył im, jaki mama ma trudny charakter, o tyle mama powtarzała tylko, że zawsze będą ich dziećmi, i nic im nie tłumaczyła. Ale i tak wszystko rozumieli.

Żeby sprawić ojcu przyjemność, długo oglądali jego nowe mieszkanie, wielki taras z pustymi jeszcze donicami, garaż, schowek i skrzynkę na listy. Ze wszystkiego był taki dumny. A potem zaproponował, żeby poszli do kina. Zuzia wybrała miejsce jak najdalej od braci.

W sobotę przed ósmą rano zadzwonił telefon - ojciec musiał na chwilę jechać do pracy. Nic nie szkodzi - po-leniuchują, zjedzą śniadanie i będzie fajnie. Nareszcie luz i święty spokój.

Ojciec wrócił o ósmej, po dwunastu godzinach. Udawał, że nic się nie stało, i od drzwi wołał, że ma dla nich niespodziankę. Wszedł, niosąc trzy płaskie pudła z pizzą. Brak entuzjazmu u dzieci zrozumiał, gdy zobaczył przy drzwiach dwa płaskie pudła po dopiero co zjedzonych pizzach.

Wieczorem chciał się zdrzemnąć i zapytał, czy nie poszliby do kina. Poszliby, czemu nie? Wzięli pieniądze i poszli.

Grali to samo co wczoraj, ale było zimno i wszystkie sklepy były już zamknięte. Po chwili zastanowienia wybrali kino. W końcu od obejrzenia dwa razy tego samego filmu nikt jeszcze nie umarł.

Niedzielny ranek był słoneczny, niemal letni. Ojciec, świeżo ogolony, przywitał ich rozpuszczalnym kakao. Potem zadzwonił telefon... Do ojca wpadł kolega, bo musieli doszlifować prezentację. Przed drugą ojciec zamówił im pikantne skrzydełka i pozwolił zjeść po opakowaniu lodów. A potem trzeba było wracać do domu.

Jechali w milczeniu. Przed samym Władysławowem ojciec jakby sobie coś przypomniał.

- A jak się uczycie? Jeśli macie jakieś kłopoty w szkole, to zaraz mówcie.

- Kłopoty? U nas wszystko gra - szczerze odpowiedział Jarek, który w ostatnim tygodniu dostał trzy jedynki i dwie uwagi.

- To dobrze, przynajmniej o to będę spokojny.

- Możesz być całkowicie spokojny - zapewnił Radek. Zuzia chciała powiedzieć ojcu prawdę, ale co by to

dało? Bracia i tak zaraz by ją zagadali. Zamiast tego marzyła, że już występuje, że w czarnym mroku sceny szuka jej jaskrawy reflektor, a potem zatrzymuje się na niej, a ona zaczyna śpiewać. Śpiewa dla niego, dla tego jedynego chłopaka w swoim życiu i to śpiewa nie byle co! To nie są jakieś tam skakania po scenie, jakieś wygłupy, ale poważna muzyka, od której się prawie płacze... Byli już na rondzie we Władysławowie, kiedy ocknęła się z marzeń. „Jak ja nie cierpię tego miasta" -zdążyła pomyśleć.

- Ty, patrz! Doła! - Jarek zaczął machać ręką do jakiegoś chłopaka. - Doła! Doła! - darli się jeden przez drugiego.

Chłopakz wielką siatką odmachał im przyjaźnie

- Dół/raS clóra^zauważył ojciec.

 

&

- To Piotrek Doliński, tato. Nasz kolega z klasy, straszna pie... - zagalopował się Jarek, ale widząc, że ojciec nie zareagował, dokończył: - Dostaliśmy uwagi za to, że tak go nazywamy.

- Tak, nauczyciele są zawsze bez poczucia humoru -roześmiał się ojciec. -1 co?

- Teraz nikt się nie przyczepi. Nazywamy go Pierre, z francuska.

-1 co z tego?

- Nie rozumiesz, tato? Nie czujesz bluesa? - naprowadzał ojca Jarek.

Zuzia spojrzała na brata oburzona, a ojciec szczerze się roześmiał.

-Pierre Doła! Dobre, dobre! Ach, te ksywki. Mnie w szkole nazywali Nosorożec. Do dziś nie wiem dlaczego. Mam nadzieję, że was nie przezywają?

- Tato, za kogo ty nas masz?

Samochód stał na światłach, a Piotrek tuż obok samochodu. Jarek przykleił nos do szyby i robił najgłupsze miny, na jakie go było stać. Piotrek raz po raz wybuchał śmiechem. Jednak ojciec nie widział, co za jego fotelem wyprawia syn. Widział tylko, że Piotr Doliński co i raz się śmieje, łapie za brzuch albo pokazuje palcem na szybę ich samochodu.

- Rzeczywiście, jakiś dziwoląg - mruknął ojciec.

ц

- Wiesz co, bracie? Ziuta byłaby dobrą żoną dla Doły. Oboje niedorozwinięci - powiedział cicho Jarek i zaczął otwierać szybę. - Ty, Ziuta, bierz się za niego, zanim nadciągnie inna maszkara.

- Doła! - Jarek wystawił głowę przez okno. - Znasz naszą siostrę? Ona cię...

- Debil, debil, ty debilu! - Zuzia rzuciła się na brata z pięściami.

- Dzieci, uspokójcie się. Ja nie mogę prowadzić samochodu.

-Jak nie możesz prowadzić, to puść go wolno -szepnął Radek i obaj z Jarkiem bezgłośnie zachichotali.

Zuzia, uwięziona w pasach, cały czas wymachiwała pięściami.

*

Piotrek popatrzył chwilę za odjeżdżającym samochodem. Był już po drugiej stronie ulicy i widział głównie Zuzię na przednim fotelu. Kiedy odjeżdżali, wyraźnie machała mu ręką. Był tego pewien. Jeszcze nie rozumiał, co to może oznaczać, ale czuł, że nie przypadkiem ta Szato mu macha. Zrobił kilka kroków i zrozumiał.

Był tylko jeden powód, dla którego dziewczyna, której prawie nie znał, mogła mu pomachać ręką. Przełożył siatkę do drugiej ręki, uśmiechnął się do siebie szeroko i pomyślał, że nawet niedzielne popołudnia, kiedy

trzeba znów wrócić myślami do szkoły, mogą być nie

najgorsze.

*

- Jak było?

Dzieci spojrzały po sobie niepewnie.

- Byliśmy w kinie. Ojciec nas strasznie tuczył. Było dużo ciepłego jedzenia, obiad to mieliśmy w sobotę dwa razy. Wypytywał nas, jak w szkole - spokojnie powiedział Radek. - Tatuś ma fajne mieszkanie. Duże.

- To dobrze. A teraz do lekcji.

- Ja odrobiłem u ojca - odruchowo odparł Jarek i natychmiast został szturchnięty przez brata.

Mama podejrzliwie spojrzała na synów.

- A więc nie zajmował się wami, tak? Niech tylko dojedzie, to ja sobie z nim porozmawiam.

Radek popukał się w czoło i podszedł do mamy.

-Mamo, było bardzo fajnie. Tatuś cały czas o nas dbał, cały czas był z nami - a w myślach dodał: „duchem" - a Jarek odrobił lekcje, bo... bo postanowił, że już nigdy cię nie zmartwi - dokończył i uśmiechnął się najsłodziej, jak umiał.

- Potwór - powiedziała mama nie wiadomo o kim.

* Zuzia widziała, że mama zerka na zegarek i oblicza, o której ojciec wróci do domu. Zapewne chciała od ra-

zu do niego zadzwonić i wypytać o wszystko. Dlatego Zuzia postanowiła wyciągnąć mamę z domu.

- Może byśmy poszły na spacerek? Stęskniłam się za morzem.

-Ja też. Cały weekend nie mogłam sobie znaleźć miejsca bez was. Jak pomyślę, że jutro znów poniedziałek, to... to idziemy, tak?

- Idziemy!

Zuzia wzięła mamę pod rękę i poszły swoją ukochaną trasą w kierunku plaży. Dzień się już kończył, a na plażę był spory kawałek. Pomaszerowały dziarskim krokiem i w nagrodę zdążyły jeszcze na piękny, niemal bezwietrzny zachód słońca.

- Cześć, chłopaki! - Piotrek Doliński podszedł do braci z zainteresowaniem czytających plakat.

- Cześć, Doła. Masz gegrę, to dawaj i przestań kozłować, bo nie słyszę, co czytam.

Na ścianie korytarza, przyklejony taśmą klejącą, wisiał namalowany ręcznie plakat. Zapraszał dziewczynki w wieku 11-15 lat na eliminacje do spektaklu Cztery łzy. Plakat informował, że wykładowcy ze szkoły muzycznej w Gdańsku organizują warsztaty dla wszystkich uzdolnionych muzycznie i aktorsko dziewcząt. Dalej wpisana była data i godzina eliminacji oraz dopisek: „Kandydatki proszone są o przygotowanie dwóch lub trzech piosenek o odmiennej dynamice".

- Co to znaczy „o odmiennej dynamice"? - zagadnęła Zuzię Dorota.

Zuzia prychnęła tylko z pogardą, chociaż sama nie miała pojęcia, co to może oznaczać. Nie miała zamiaru pomagać potencjalnej konkurentce.

Poczekała, aż koło plakatu zrobi się luźniej, i zaczęła jeszcze raz dokładnie go studiować. Cztery łzy. Patrzyła jeszcze przez chwilę na plakat, ale nic już nie mogła na nim przeczytać. Oczami wyobraźni zobaczyła wielki, wyraźny napis:

„Cztery łzy. W roli dramatyczno-lirycznej Zuzanna Regina Szato. Dziewczyna z Wybrzeża, obdarzona najpiękniejszym głosem na świecie. Po spektaklu gwiazda będzie podpisywać swoją nową płytę...".

Zuzia przymknęła oczy i zaczęła z wdziękiem machać do wiwatującego na jej cześć tłumu.

- A ty co? - Zuzia ocknęła się i zobaczyła utkwione w niej oczy Magdy, Werki, Agaty i innych dziewczyn z jej klasy. - Odlatujesz?

- Nie. Zimno mi - odpowiedziała szybko. Była na siebie wściekła, że się tak wygłupiła przed dziewczynami.

Zaraz po dzwonku z pokoju nauczycielskiego wyszedł Plastuś, ich nauczyciel sztuki. Dziewczyny podbiegły do niego.

- Proszę pana, proszę pana! Ale kogo potrzebują? Co trzeba będzie robić? A można wchodzić po dwie? - pytały jedna przez drugą.

Plastuś nic nie wiedział. Wzruszył ramionami i powiedział niezbyt grzecznie:

- Pewnie każą zaśpiewać ze dwie piosenki i wcielić się w jakąś rolę. Nie obiecujcie sobie za dużo. Zresztą, skąd mogę wiedzieć? Ja nie startuję - roześmiał się.

„Na pewno trzeba będzie zaśpiewać dwie piosenki i wcielić się w jakąś rolę" - Zuzia w myślach powtórzyła słowa nauczyciela. Od razu przyszła jej do głowy Śpiąca Królewna tuż po przebudzeniu. Zrobiła więc minę i pozę stosowną do budzącej się królewny i zamglonymi oczami patrzyła przed siebie. Szła tak korytarzem, czując, że na końcu tej drogi spotka ją...

Wpadła akurat na Piotrka Dolińskiego. Jeszcze dobrze niewybudzona z marzeń, pomyślała tylko, że to ktoś jakby znajomy. I żeby nie wypaść z roli, posłała mu najsłodsze „cześć" pod słońcem.

Piotrka zatkało. Wszystkiego się spodziewał, ale nie tego, że Zuzia tak szybko potwierdzi jego marzenia.

* Do końca dnia w szkole huczało. Mówiło się, że szukają kogoś do filmu czy do reklamy. Przy każdym parapecie ktoś komuś coś śpiewał, podrygiwał lub recytował wier-

sze. Tylko na nauczycielach eliminacje nie robiły najmniejszego wrażenia. Odpytywali i robili klasówki jak zawsze. Po biologii Zuzia spakowała rzeczy i podeszła do Weroniki.

- Dzięki, że mi pomogłaś.

- Nie ma problemu. Masz coś do jedzenia, bo swoje już zjadłam? A mnie ssie.

Zuzia skrzywiła się lekko. To było wiadome - bezinteresowność nie istnieje. Każdy tylko coś za coś...

- Czyli pomogłaś mi, licząc na kawałek chleba?

- Z chlebem nie lubię.

- Mam bułkę. Masz.

Zuzia podała koleżance bułkę i pomyślała, że Weronika jest strasznie interesowna. Od razu chciała rewanżu. Co za okropna osoba. A ona przez chwilę myślała, że może spróbują się zaprzyjaźnić. I chciała ją do siebie zaprosić. Dobrze, że w porę to wykryła.

Weronika połknęła bułkę i podeszła do Zuzi.

- Dobre, dzięki. A co ci jest z tą biolą? Przecież to banały.

Zuzia zagotowała się z wściekłości. Jak się ma mamę biologiczkę i na pewno zna się wszystkie pytania wcześniej, to się jest mądrym. Nic dziwnego, że Weroniki nikt nie lubi. Jej nie da się lubić.

- Może i banały. Cześć.

Nie chcąc już nikogo widzieć, zeszła na dół do pra-1 cowni muzycznej, żeby jeszcze raz zobaczyć swoje na-1 zwisko na plakacie. Ze zdziwieniem zobaczyła, że to I plakat zapraszający na eliminacje, nie na jej koncert. I A była pewna, że był tu inny, z jej nazwiskiem napisanym wielkimi literami. W końcu korytarza stała grupa uczniów skupiona wokół jakiegoś innego plakatu.

Zuzia podeszła bliżej. To nie był plakat. Na drzwiach pracowni matematycznej jej brat Jarek, osłaniany przez Radka i kolegów, kończył właśnie graffiti przedstawiające wijące się, zgrabne, najróżniejszej wielkości i kształtów, cyfry. Zuzia pokręciła tylko głową: „Znów będą kłopoty". I miała rację. Nie zdążyła odejść kilka kroków, gdy usłyszała głos wicedyrektorki:

- Znów Szato. Szato jeden i Szato dwa. Zapraszam panów do siebie.

-Chce, żeby i u niej takie zrobić - syknął Radek, przechodząc koło kolegów. Dyrektorka spiorunowała go wzrokiem.

Zuzia słyszała w głowie znajomy głos dziennikarza:

- Czy pani zna dwóch przestępców kryminalnych? Noszą takie samo...

-To przypadkowa zbieżność nazwisk. - Zuzia uśmiechnęła się lekko. - Chyba nie przypuszcza pan, że mogłabym mieć coś wspólnego z kimś takim?

- No, oczywiście, że nie.

Dziennikarz zaczął coś notować w kajecie, a Zuzia poszła pod drzwi swojej klasy.

* - O, widzę, że masz koleżankę - powiedziała mama, wchodząc do pokoju. - Koleżanka z klasy?

- To jest Magda, mamo. Magda Kałużna. „Wprosiła się do mnie" - mówił wzrok Zuzi, ale mama nie zrozumiała tego spojrzenia.

- A wiem, wiem. To zostawiam was. Jestem tak zmęczona, że padam z nóg.

Mama zbiegła po schodach, by odebrać dzwoniący na dole telefon.

-Tak, Szato, słucham... tak... Nie... nie wiedziałam... nie mówili... Dobrze, rozumiem... tak... dziękuję, tak będzie... do widzenia.

Mama bardzo wolno odłożyła słuchawkę, nabrała powietrza w płuca i krzyknęła:

- Jarek! Radek!

Głowy obu chłopców natychmiast ukazały się nad poręczą drzwi na górze.

- Chyba macie mi coś do powiedzenia?

- Ale o co ci chodzi, mamo? - zaczął Jarek, ale Radek szturchnął go, żeby nie brnął dalej.

- O te drzwi chodzi, tak? - zapytał spokojnie.

m

- Так, о te drzwi. - Mama przekrzywiła się z ironią. - Pan od plastyki miał wam wskazać miejsce. Wspomniał o drzwiach, ale miał na myśli stare, nieużywane drzwi z magazynu!

- Myśmy go źle zrozumieli...

-Już wy żeście go bardzo dobrze zrozumieli. Kolejna sprawa z wami w roli głównej. Trzeba będzie drzwi odmalować. Pan woźny i konserwator szkolny...

- Oj, mamo, spójrz na to inaczej. Radek zszedł i objął mamę ramieniem.

- Niby jak?

-Tyle się mówi o bezrobociu, że dla ludzi nie ma pracy poza sezonem, tak? Widzisz, i ja poprawiłem sytuację na rynku pracy w naszym regionie. Teraz brak pracy doskwiera wszystkim, a ja mam żyłkę społeczną. Dzięki mnie ludzie... - zreflektował się, że zapomniał o udziale brata - bo dzięki nam kilka osób będzie miało pracę.

-Nie denerwuj mnie i nie obracaj wszystkiego; w żart. To wcale nie jest śmieszne! Zniszczyłeś mienie szkolne. Będziesz musiał za to zapłacić.

- Ojciec mi da - mruknął niegrzecznie Radek.

- Wspaniale! Niech ci da! Jestem taka zmęczona. -Mama przyłożyła ręce do twarzy. - Mam prawie dwa etaty w szkole. Ciągle nie mam odpowiedzi, co z tym

g,

obozem. Szkoła, korepetycje, korepetycje, szkoła... Tak wygląda moje życie. Aha, i w przerwach sprzątam po was i świecę za was oczami. Nie ma żadnej satysfakcji z pracy, z domu, z niczego! Żadnej! A wy co?

- Co my? My też nie mamy satysfakcji z pracy. Pociesz się, mamo, nie jesteś sama.

- Nie, nie, nie! Nie dam się zniszczyć życiu. Sami to załatwiajcie. Niech się wami zajmie pedagog szkolny.

- Pedagog? - Radek się rozpromienił. - A kto to jest? Opowiedz nam. Mamo, ty tak pięknie opowiadasz.

* Zuzia i Magda chwilę słuchały, jak mama usiłuje zapanować nad braćmi, a potem, wiedząc już, w jaką stronę skręci rozmowa, poszły do pokoju Zuzi.

- Gdyby nie to, że są tacy dziecinni, to masz nawet fajnych braci.

- Bardzo fajnych. Widzę, że znasz się na ludziach.

- Czemu się wściekasz? Po prostu lubią się zgrywać.

- Nie, Madzieńko. To... to... dwa potwory w ludzkiej skórze! Mutanty! Dzikie bestie bez serca! To dwa niebezpieczne tyranozaury!

- O rany, jaka ty jesteś nerwowa! Uspokój się. Co ci jest? Ryczysz?

Zuzia rzuciła się do torby w poszukiwaniu chusteczek.

- Zuzka, ty ich aż tak nienawidzisz?

- Ich nie da się lubić. Kradną cienie do powiek. Jak jechałam pierwszy raz na kolonie, to wpisali mi do karty: „Uwaga! Dziecko moczy się w nocy!". Ile ja się wstydu przez nich najadłam.

- Bez przesady, to tylko żarty. Przestań się mazać. Nie znoszę, jak ktoś ryczy bez powodu. Jeśli ty ryczysz z takiego powodu, to co będzie, jak stanie się coś poważnego?

Magda uważnie przyjrzała się koleżance. Chodziły do jednej klasy. Znały się, ale pierwszy raz właściwie ze sobą gadały. Pierwszy raz Magda była u Zuzi, chociaż mieszkały bardzo blisko siebie. Zuzia zaczęła rozważać w myślach, czy warto zaprzyjaźniać się z Magdą, gdy dotarło do niej, o co ta ją pyta.

- Nie mów, że nie myślisz o chłopakach? -Ja?

- Przestań. Każda normalna dziewczyna o nich myśli. Chyba nie chcesz być zakonnicą?

- Nie. - Zuzia chlipnęła i poczuła, że już nie chce jej się płakać. - Ale mam inne plany niż wplątywanie się w głupie historyjki miłosne. Jeśli myślę o kimś poważnie, to tylko o kimś dużo starszym i żeby w niczym nie przypominał moich braci. Zresztą na razie odpuszczam sobie chłopców. Chcę stąd jak najszybciej wyjechać i...

- Wyjechać? Tu ludzie przyjeżdżają tysiącami - zdziwiła się Magda.

*

-Tak, na dwa tygodnie. Latem, gdy tu tętni życie i nie da się przejść ulicami, to i ja mogę odwiedzić tę dziurę.

- A więc mówisz, że chłopcy cię nie interesują? -wróciła do tematu Magda. - Takie buty!

- A ciebie? - Zuzia otarła oczy.

- Mnie? - Magda zrobiła tajemniczą minę. - Możesz zgadywać, bo to nie jest trudne.

-Ziuta...

Do pokoju bez pukania wpadł Jarek, ale widząc, że siostra nie jest sama, urwał i stał z głupią miną.

- Czego chciałeś?

-Nic. Nie przedstawisz mnie? - idiotycznie się uśmiechnął.

- Sam już się przedstawiłeś, wchodząc do mnie bez pukania. - Zuzia zerknęła na Magdę, ale to, co zobaczyła, odebrało jej mowę.

Magda siedziała w całkiem innej, o wiele bardziej powabnej niż przed chwilą pozie i Zuzia nie mogła mieć wątpliwości - wzrokiem kokietowała jej brata.

- Mama prosi was na kolację.

- Magda pewnie już pójdzie.

- Nie, dlaczego? - ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • Linki

    Strona Główna
    Norton Andre - Świat Czarownic Opowieści - Opowieści ze Świata Czarownic tom 2, E-booki, Świat Czarownic
    Norton Andre - Świat Czarownic Opowieści - Świat magii czarownic opowiadania, E-booki, Świat Czarownic
    Nienacki Z. - (05) Pan Samochodzik i Templariusze, e booki, Nienacki - Pan samochodzik
    Nora Roberts - Miasteczko Innocente, E-booki, Nora Roberts
    Nora Roberts - Zrodzona z lodu, E-booki, Roberts Nora
    Nora Roberts - Noc na bagnach Luizjany, E-booki, Nora Roberts
    Norton Andre - Świat Czarownic 20 - Wygnanka, E-booki, Świat Czarownic
    Norton Andre - Świat Czarownic 07 - Strzeż się sokoła, E-booki, Świat Czarownic
    Norton Andre - Świat Czarownic 15 - Gryf w chwale, E-booki, Świat Czarownic
    Nie przepłacaj. Poradnik konsumenta - jak negocjować najlepsze warunki, OnePress
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aprzybyt.xlx.pl