[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Andre Norton
Świat Magii Czarownic
Przełożył Jarosław Kotarski
Bursztyn z Quayth
I
Pszczoły pracowicie uwijały się w małym, otoczonym
murami ogrodzie, starając się zebrać swe żniwo
przed nadejściem Lodowego Smoka. Ysmay
przysiadła na piętach, odgarniając natrętny kosmyk
włosów przybrudzoną od piachu ręką. Za nią leżał
oczekiwany plon - zioła, które przesuszy w szopie
stojącej w przeciwległym końcu ogrodu.
Gdy schylała się, aby je zebrać, nie usłyszała tak
dobrze znanego brzęku kluczy. Strata, do której nie
zdążyła się jeszcze przyzwyczaić. Parokrotnie
złapała się na tym, że szukała ich podświadomie,
przerażona, iż zgubiła je podczas prac ogrodniczych.
Straciła je i to bezpowrotnie wraz z
odpowiedzialnością za gospodarowanie w Uppsdale,
ale nie dlatego, że przypadkowo urwały się z
rzemienia. Teraz wisiały po prostu gdzie indziej;
pełnoprawną panią zamku była Annet. Gdyby mogła
zapomnieć przeszłość... Niestety, tylko tu, w tej
maleńkiej, ogrodzonej przestrzeni pozostała
władczynią.
Klucze te nosiła przez pięć lat, lat początkowo
przerażających, potem zaś przynoszących dumę i
zadowolenie. W tym czasie uczyła się spraw o wiele
trudniejszych od wiedzy o ziołach. Ona - kobieta -
była zwierzchnikiem wszystkich w okolicy.
* * *
Wreszcie nadeszły wieści o zakończeniu wojny w
High Hallack, o zagnaniu najeźdźców w morze i o
ściganiu niedobitków. którzy uciekali niczym stado
wygłodniałych wilków. Mężczyźni zaczęli wracać do
domów... przynajmniej niektórzy. Zabrakło między
nimi jej ojca i brata Ewalda. Powrócił za to drugi
brat, Gyrerd, i to w dodatku z orszakiem i żoną
Annet, córką Uriana z Langsdale.
Ysmay oblizała spieczone wargi, poczuła na języku
słonawy smak własnego potu. Pomyślała o dniach
spędzanych pod jednym dachem z Annet. Teraz jej
życie upływało pod zdecydowanie złą gwiazdą - z
władczyni zamku stała się nikim. Mniej znaczyła od
pomywaczki w kuchni - ta miała swoje obowiązki.
Ona zaś nie miała żadnych, wyłączając ogród, ale i to
tylko dlatego, że zasiewy Annet nie chciały rosnąć.
Ysmay cieszyła się z tego, choć przy każdej
nadarzającej się okazji powodowało to ataki ze
strony Annet. Ludzie nadal przychodzili ze swymi
chorobami do niej, a nie do małżonki Lorda. Ysmay
miała bowiem uzdrawiające ręce.
Ofiarowując zdrowie, nie mogła jednak uleczyć
swego serca, nie mogła zapełnić panującej w nim
pustki. Przez cały czas walczyła osłonięta swą dumą i
odosobnieniem od świata, jak tarczą i mieczem. Być
może oczekująca ją przyszłość jest mroczna i
ponura, ale będzie to przyszłość, jaką sama sobie
wybierze. Na tę myśl lekki uśmieszek przemknął po
jej wargach. Annet planowała wysłać ją do Świątyni,
ale Grathulda
- Przełożona była temu przeciwna. Wiedziała
bowiem, że Ysmay nie ma ani powołania, ani ochoty,
ani też nie jest odpowiednim materiałem na Córę
Świątyni. Mogłaby, co prawda, zmusić się do
posłuszeństwa, ale było w niej zbyt wiele
wewnętrznego ognia, którego ani modlitwy, ani
rytuał nie mogły zabić.
Czasami ogień ten wybuchał w niej ze zdwojoną siłą,
lecz nawet jej służąca nie wiedziała nic o bezsennych
nocach, podczas których Ysmay przemierzała swą
ciasną komnatę, starając się znaleźć jakieś wyjście z
pułapki.
Gdyby to były normalne czasy lub gdyby jej ojciec
przeżył, postąpiłaby zgodnie ze zwyczajem,
wychodząc za szlachetnie urodzonego. Zapewne
przed zaślubinami nie ujrzałaby swego przyszłego
męża, ale tak było przyjęte. Jako żona ubiłaby teraz
określone prawa, których nikt nie mógłby jej
pozbawić - takie same jakie ma teraz Annet.
Niestety, nie było ojca, który mógłby się tym zająć i
co gorsze, żadnego posagu, aby przyciągnąć
zalotników. Wojna zbytnio nadwerężyła zasoby
warowni, a Gyrerd za nic w świecie nie pozwoliłby
na umniejszenie tego, co pozostało. Jego siostra
mogła iść do Świątyni, albo pozostać na miejscu
wiodąc szarą egzystencję - było mu to najzupełniej
obojętne.
Wspomnienie o tym, co mogło ją spotkać, tak ją
wzburzyło, że minęła dobra chwila, nim odzyskała
samokontrolę i skoncentrowała się na sprawach
bieżących.
- Ysmay... siostro! - słodki głosik Annet Ysmay
odczuła jak uderzenie pejczem przez plecy.
- Jestem tu - - odparła.
- Nowiny... wielce pożądane nowiny, siostro!
Odwróciła się zaskoczona, obciągając szarą suknię
na długie nogi, które w porównaniu z nogami Annet
sprawiały wrażenie nieproporcjonalnych.
Lady Uppsdale stała w bramie ubrana w szatę
koloru błękitnego nieba, na której spoczywały
mieniące się w słońcu srebrne naszyjniki. Wysoko
upięte włosy były prawie tego samego koloru co
srebro. Sprawiała tak miłe wrażenie, że tylko ktoś,
kto zdążył ją już poznać, mógł zauważyć na jej
twarzy lekki uśmiech i całkowity jego brak w oczach.
- Nowiny?
Własny głos zabrzmiał dla Ysmay chrapliwie,
zupełnie jakby sama obecność Annet wystarczyła,
aby stać się taką, jakie ta miała o niej wyobrażenie -
bezkształtną i pozbawioną wdzięku istotą.
- Tak, siostro! Jarmark, laki jak za dawnych dni!
Przyniósł te nowiny jeździec z Fyndale.
Jarmark! Annet zaraziła się entuzjazmem.
Poprzedni jarmark w Fyndale ledwie pamiętała, ale
poprzez te wszystkie szare lata wspomnienia nabrały
złotego blasku.
- Jarmark, na który jedziemy! - oświadczyła wesoło
Annet, splatając ręce w geście, którym mogła
oczarować każdego mężczyznę.
My? Czy ją też miała na myśli? Prawdopodobnie.
Ysmay słuchała więc uważnie.
- Mój Pan powiedział, że jest już bezpieczny i
wystarczy tu zmniejszona załoga. Czy to nie uśmiech
losu? Musimy zaraz zabrać się za przeglądanie
skrzyń i znaleźć coś, w czym nie przyniesiemy
wstydu naszemu Panu.
Ysmay wiedziała doskonale, co może znaleźć w
swoich kufrach, ale udzieliło się jej podniecenie
Annet. Wyglądało rzeczywiście na to. że ona też ma
jechać do Fyndale.
Choć wiedziała, że dystans między nimi nie uległ
zmianie, przez parę następnych dni nie mogła nic
zarzucić Annet. Wprost przeciwnie. Annet miała
świetny gust i wyczucie, jeśli chodzi o stroje. W ciągu
paru chwil przerobiła co się dało z odzieży pozostałej
po matce i Ysmay stała się właścicielką dwóch
nowych sukien. Gdy w dzień wyjazdu przyjrzała się
sobie w służącej jako lustro wypolerowanej tarczy,
stwierdziła, że wygląda nieźle.
Nigdy nie uważała się za ładną, ani nie myślała o
konkurowaniu urodą z Annet. Jej twarz zwężała się
od kości policzkowych zbyt mocno, usta były za
duże, podobnie jak nos. Kolor oczu trudno było
określić - raz wydawały się zielonkawe, kiedy indziej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • Linki

    Strona Główna
    Norton Mary - Kłopoty rodu Pożyczalskich, e-book, N
    Norton. (4) [Klucz spoza czasu], EBooki
    Norton N22 - Michael Crichton(1), E-book, N
    Norton Ognista ręka, EBooki
    Norton Kamień nicości, EBooki
    Norton. Garan nieśmiertelny, EBooki
    Norton Gwiaździsta odyseja, EBooki
    Norton Gwiezdna straż, EBooki
    Norton Gwiezdny łowca, EBooki
    Norton Gwiezdny zwiad, EBooki
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aprzybyt.xlx.pl